League of Legends Wiki
Advertisement
League of Legends Wiki

I[]

„Twoja moc miała niszczyć. Nie chcesz z niej korzystać? Niech będzie. Pójdziesz na dno jak kamień”.

To były ostatnie słowa, które TaliyahSquareTaliyah usłyszała z ust noxiańskiego kapitana, zanim zanurzyła się pod powierzchnią słonej wody. Słowa, które wciąż ją prześladowały. Minęły cztery dni od chwili lądowania na plaży, z której uciekła. Z początku biegła, a gdy nie słyszała już odgłosu łamanych kości ioniańskich farmerów i noxiańskich żołnierzy, zaczęła iść. Podążała wzdłuż wysokich gór, nie oglądając się na masakrę, która odbywała się daleko za nią. Śnieg zaczął padać dwa dni temu. A może trzy – nie pamiętała dokładnie. Tego ranka, gdy mijała pusty ołtarz, posępny wiatr zaczął wiać w dolinie. Teraz przybrał na sile i przebił się przez chmury, odsłaniając jasne, błękitne niebo. Jego kolor był tak czysty, że wydawało jej się, że znowu tonie. Znała to niebo. Gdy była młodsza, widziała, jak rozpościera się nad pustynią. Ale to nie była Shurima. Tutejszy wiatr nie był przyjazny.

Taliyah otuliła się ramionami, próbując przypomnieć sobie ciepło domu. Płaszcz zatrzymywał śnieg, ale zimne powietrze i tak przenikało do środka. Niewidzialna samotność zakradła się do niej i przeniknęła do kości. Myśl o tym, jak daleko znajdują się jej bliscy, powaliła ją na kolana.

Wepchnęła ręce głęboko do kieszeni, a jej drżące palce obracały kilka kamyków, aby się rozgrzać.

– Jestem głodna. O to się rozchodzi – Taliyah powiedziała to do nikogo i wszystkich jednocześnie. – Zając. Mały ptak. Wielka Tkaczko, wystarczy mi nawet mysz, jeżeli się pojawi.

Jak na rozkaz, niewielka kupka śniegu zatrzeszczała kilka kroków od niej. Winowajcą okazała się mała kulka szarego futra, nie większa niż jej dwie pięści, która wynurzyła łebek z nory.

– Dziękuję – wyszeptała, szczękając zębami. – Dziękuję. Dziękuję.

Zwierzątko spojrzało na Taliyah z zaciekawieniem, a ona wyciągnęła jeden z gładkich kamieni z kieszeni i wsunęła go do procy. Nie była przyzwyczajona do rzucania kucając, ale jeżeli Wielka Tkaczka obdarowała ją w taki sposób, to nie zmarnuje tego.

Małe zwierzątko przyglądało się dalej, gdy rozkręcała procę. Zimno wdarło się w ciało Taliyah i sprawiło, że nie do końca czuła rękę. Gdy uzyskała odpowiednią szybkość, cisnęła kamieniem i, niestety, potężnie kichnęła.

Kamień odbił się od śniegu, blisko mijając jej niedoszły posiłek. Taliyah odchyliła się do tyłu i dała upust swojej frustracji, wydając z siebie gardłowy ryk, który zakłócił otaczającą ją ciszę. Wzięła kilka głębokich, oczyszczających oddechów. Zimne powietrze paliło jej gardło.

– Jeżeli przypominasz piaskowe króliki, to w pobliżu powinno być was więcej – rzekła z powracającym optymizmem w kierunku miejsca, w którym przebywało zwierzątko.

Oderwała wzrok od nory i spojrzała na ruch w głębi doliny. Zaczęła cofać się po swoich śladach wijących się w śniegu. Gdy je minęła, zbliżyła się do sosen, za którymi dojrzała YasuoSquaremężczyznę i wstrzymała oddech. Gdy siedział, jego ciemne włosy powiewały na wietrze, a głowę opierał na piersi. Albo spał, albo medytował. Odetchnęła z ulgą. Żaden Noxianin nie robiłby żadnej z tych czynności. Przypomniała sobie chropowatą powierzchnię ołtarza, gdy dotykała go wcześniej.

Głośny trzask wyrwał Taliyah z rozmarzenia. Wtedy zaczęło rozbrzmiewać dudnienie. Przygotowała się na zbliżające się trzęsienie ziemi, które nie nadeszło. Dudnienie zamieniło się w ciągłe, okropne zgrzytanie ubitego śniegu o kamień. Taliyah zwróciła się w stronę góry i ujrzała ścianę bieli zbliżającą się w jej stronę.

Zerwała się na nogi, ale nie miała gdzie uciekać. Spojrzała w dół na skałę wystającą spod brudnego lodu i pomyślała o małym stworzonku, które siedziało bezpiecznie w norze. Skupiła się, pociągając za krawędzie widocznej skały. Szereg grubych kolumn wyłonił się spod ziemi. Kamienna blokada sięgnęła wysoko ponad jej głową, idealnie w momencie, w którym lawina uderzyła w nią z głośnym łubudu.

Śnieg wspiął się po nowopowstałym nachyleniu i rozlał się lśniącą falą w dolinę poniżej. Taliyah obserwowała, jak zabójczy koc przykrywa niewielki wąwóz i znajdującą się w nim świątynię.

Tak szybko, jak się zaczęła, lawina się zakończyła. Nawet wiatr ustał. Przytłumiona cisza zaciążyła na niej. Mężczyzna z czarnymi włosami zniknął, uwięziony pod zwaliskiem lodu i skał. Bezpiecznie skryła się przed śniegiem, ale jej żołądek ścisnął się, gdy zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła: nie tyle skrzywdziła niewinną osobę, co pogrzebała ją żywcem.

– Wielka Tkaczko – Taliyah powiedziała to do nikogo i wszystkich jednocześnie. – Co ja zrobiłam?

Advertisement