Historia[]
„Prawdziwe oblicze świata widać tylko w świetle słońca.”—
Leona, dysponująca mocą słońca, jest świętą wojowniczką Solari, która stoi na straży
, wyposażona w i . Jej skóra lśni blaskiem gwiazd, a oczy płoną mocą Aspektu, który zamieszkuje jej wnętrze. Przyodziana w złoty pancerz i nosząca straszne brzemię w postaci starożytnej wiedzy, Leona niesie niektórym oświecenie, a innym — śmierć.Promyk Jutrzenki[]
Pośród zamieszkujących
plemion Rakkorów słońce uchodzi za święte, a nikt nie czci go bardziej niż Solari. Dzieci od urodzenia wychowywano, żeby traktowały je z należytym szacunkiem, a nawet by przelewały za nie krew, dopóki jego Aspekt nie powróci, zwiastując śmiertelne zagrożenie, z którym muszą zmierzyć się wszyscy.Leona była jednym z tych dzieci. Wyznawanie wiary Solari przychodziło jej tak naturalnie, jak oddychanie — w jej nienaruszalnej strukturze odnajdywała ona ukojenie i ciepło. Dzięki temu szybko osiągnęła wszelkie wyżyny, nie tylko intelektualne. Jej rówieśnicy zazdrościli jej zdolności, siły woli i oddania. Nikt nie wątpił, że pewnego dnia dołączy ona do zastępów Ra'Horaków, świętych wojowników Solari.
Choć Leona rozwijała się w niesamowitym tempie, nie mogła nie zauważyć, jak jej mistrzowie nie radzą sobie ze swoją najbardziej problematyczną uczennicą, sierotą o imieniu
. Na początku jej ciekawość była mile widziana, ale nauczyciele szybko zaczęli widzieć w pytaniach Diany kwestionowanie tradycji Solari. Leona przyglądała się, jak Diana była poddawana karom i izolacji, lecz gdy inni uważali Dianę za nieposłuszną, Leona ujrzała w niej uparcie poszukującą sensu życia zagubioną duszę.Leona odnalazła sens swojego życia w naukach Solari i zdecydowała podzielić się nim z Dianą, mimo że nawet najcierpliwsi nauczyciele porzucili próby wpojenia jej czegokolwiek. Toczyły debaty do późnej nocy. Leona starała się przekonać Dianę, że wszystkiego, czego pragnie, dostarczy jej wiara — i że musi jedynie wyciągnąć po to ręce. Choć próby przekonania Diany spełzły na niczym, Leona odnalazła w niej przyjaciółkę.
Pewnej nocy Diana powierzyła Leonie sekret. Opowiedziała jej o odkryciu ukrytej niszy w górze, pradawnego miejsca, gdzie na ścianach wyryto obrazy przedstawiające dziwne symbole i zapomniane społeczności. Gdy Diana wspomniała o wspięciu się na szczyt Góry Targon w celu dowiedzenia się więcej na ich temat, Leona nalegała, żeby tego nie robiła. Chcąc uchronić ją przed gniewem innych Solari, Leona zmusiła Dianę do złożenia obietnicy, że porzuci ten pomysł. Niechętnie, ale jednak Diana zgodziła się na złożenie obietnicy.
Czas mijał i ani jedna, ani druga nie wspominała o odkryciu Diany. Leona uwierzyła, że jej przyjaciółka wreszcie poszła po rozum do głowy.
Pewnej nocy przekonała się jednak, że wcale tak nie jest. Zauważyła, że Diana wymyka się ze świątyni. Choć Leona odruchowo chciała powiedzieć o tym starszyźnie, pomyślała, że powinna chronić swoją przyjaciółkę, zanim ta przepadnie bezpowrotnie. Zdeterminowana Leona wyruszyła za Dianą...
Na szczyt Góry Targon.
Leona nigdy wcześniej nie przebyła próby, jaką stanowiła wspinaczka. Każda cząstka jej ciała była wyczerpana do granic możliwości, a nawet jeszcze bardziej. Brnęła do przodu tylko dzięki treningowi, sile woli i obawie o Dianę. Martwi nieszczęśnicy zamrożeni na zboczach góry obserwowali jej wspinaczkę zamarłymi w bezruchu oczami. Ich wyprawy nie skończyły się szczęśliwie, jednak nawet widok ich ciał nie był w stanie zniechęcić Leony.
Zdawało się, że minęła cała wieczność, gdy zupełnie niespodziewająca się tego Leona dotarła na szczyt.
Opadła z sił ujrzała do niczego niepodobny krajobraz i Dianę, zawieszoną w kolumnie jaskrawego, srebrnego światła. Zobaczyła, jak jej przyjaciółka wykręca się w agonii i usłyszała jej przecinające powietrze krzyki. Przerażona Leona rzuciła się z pomocą, gdy nagle złota poświata z niebios opadła na nią jak topór.
Było to uczucie nie do opisania, ale zamiast podpalić Leonę, światło przebiegło przez nią, obdarzając ją niesamowitą potęgą. Z całych sił próbowała zachować przytomność i zwalczyć jasność, która chciała doszczętnie wypalić jej istotę.
Ostatecznie zatriumfowała jej niezwyciężona wola — i w związku z tym, że odzyskała kontrolę, przyszło zrozumienie.
Kontrola przyniosła zrozumienie. Leona została odmieniona na zawsze, przepełniona mocą Aspektu Słońca. Los wybrał ją, i to jej obowiązkiem było chronić Solari w przyszłości.
Wtem Leona ujrzała Dianę odzianą w zbroję z lśniącego srebra, do złudzenia przypominającą złoty pancerz, który niespodziewanie znalazł się na Leonie. Diana błagała Leonę, żeby do niej dołączyła, aby znaleźć odpowiedzi na pytania, które przerastają Solari. Leona zaś zażądała, żeby wróciły do domu i poddały się osądowi kapłanów. Żadna nie chciała się zgodzić, i to wtedy poczuły ciężar broni w ich dłoniach.
Ich walka nie trwała długo. Było to zażarte starcie między słońcem a księżycem, które zakończyło się półksiężycowym ostrzem Diany tuż przy gardle Leony. Lecz zamiast zadać śmiertelny cios, Diana uciekła. Podłamana Leona zeszła z Targonu i pospieszyła do starszyzny.
Na miejscu zastała rzeź. Wielu kapłanów Solari i ich strażników, Ra'Horaków, zginęło, najwidoczniej z ręki Diany. Ocalali niedowierzali temu, że pośród nich kroczą dwa Aspekty. Leona postanowiła pomóc im odnaleźć się w nowej rzeczywistości — chciała zostać światłem przewodnim dla swoich pobratymców, takim, jakim słońce było od zawsze.
Przysięgła odnaleźć Dianę, żeby utrzymać wyższość Solari... ale też żeby pomóc swojej dawnej przyjaciółce okiełznać potęgę Aspektu Księżyca, zanim ta ją zniszczy.
Niosąca Światło[]
Najeźdźcy zaatakowali przed świtem – pięćdziesięciu mężczyzn w żelaznych zbrojach, z dziwnymi futrami oraz toporami. Poruszali się szybko po wkroczeniu do osady u stóp góry. Byli to mężczyźni, którzy od lat żyli i walczyli razem. Prowadził ich wojownik w poniszczonej zbroi, wyposażony w olbrzymi miecz. Jego smoczy hełm skrywał brodatą i surową twarz, ogorzałą od ciągłej walki w słońcu ostrzejszym od tego.
Wcześniejsze osady zdobyli z łatwością – nie stanowiły wyzwania dla mężczyzn zaprawionych w boju. Łupy nie były zbyt okazałe, ale w tej dziwnej krainie ludzie brali to, co udało im się zdobyć.
Tym razem miało nie być inaczej.
Nagle przed nimi zalśniły jasne promienie słońca.
Niemożliwe. Do świtu została jeszcze ponad godzina.
Przywódca bandy uniósł rękę, gdy zobaczył samotną postać stojącą na środku ulicy. Uśmiechnął się, gdy dostrzegł, że była to kobieta. Wreszcie jakiś godny łup. Otaczało ją światło i uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy podszedł bliżej i zobaczył, że jest ubrana w zdobioną zbroję. Kasztanowe włosy wydobywały się spod złotego diademu, a światło słoneczne błyszczało z jej tarczy i miecza.
Na ulicy pojawili się kolejni wojownicy, stając po obu stronach kobiety – każdy z nich był w pozłacanym pancerzu i posiadał długą włócznię.
– Te tereny są pod moją ochroną – powiedziała.
Leona uniosła swój miecz i dwunastu wojowników Ra-Horak uformowało klin z nią w samym środku. Sześciu z każdej strony, machnęli tarczami i jednocześnie uderzyli nimi o ziemię. Leona wykonała ćwierć-obrót i sama ustawiła swoją tarczę. Wsunęła miecz w otwór na szczycie tarczy.
Zacisnęła palce na skórzanej rękojeści miecza, czując, jak wypełnia ją moc. Skłębiony ogień, który pragnął się wydostać. Leona trzymała go w środku, pozwalając, aby wypełnił jej ciało. Iskry zalśniły w jej oczach, a serce zabiło w piersi. Istota, która połączyła się z nią na szczycie góry, pragnęła spalić tych mężczyzn swoim oczyszczającym ogniem.
Smoczy hełm jest kluczem. Gdy zginie, reszta ucieknie.
Pewna część Leony chciała dać tej mocy wolną wolę – chciała spalić napastników na popiół. Na skutek ich ataków zginęło wielu ludzi, którzy nazywali tereny wokół Góry Targon swoim domem. Zbezcześcili święte miejsca Solari, przewracając święte kamienie słońca i zanieczyszczając górskie strumienie.
Smoczy hełm zaśmiał się i machnął mieczem. Jego ludzie się cofnęli. Aby walczyć taką bronią i utrzymać ją w ruchu potrzeba było dużo przestrzeni. Krzyknął coś w gardłowym języku, który brzmiał bardziej jak warczenie zwierząt niż cokolwiek ludzkiego, a jego wojownicy odpowiedzieli.
Leona odetchnęła, gdy najeźdźcy zaszarżowali, rzucając się w stronę Ra-Horaków. Pozwoliła, aby ogień ją wypełnił. Czuła, jak starożytna istota łączy swoją esencję z nią jeszcze bardziej, dzieląc z nią zmysły i obdarzając nieludzką percepcją.
Czas zwolnił dla Leony. Widziała pulsujące blaski serc przeciwników i słyszała, jak krew płynie im w żyłach. Dla niej ich ciała były pokryte czerwonymi oparami żądzy mordu. Smoczy hełm rzucił się do przodu, a jego miecz uderzył w tarczę Leony niczym pięść kamiennego tytana. Potężne uderzenie wybroczyło metal i cofnęło ją o cały metr. Ra-Horakowie cofnęli się razem z nią, utrzymując mur tarcz w całości. Tarcza Leony zalśniła blaskiem i futrzany płaszcz smoczego hełmu zatlił się. Jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia i przygotował się do kolejnego uderzenia.
– Utrzymać szyk i uderzać! – krzyknęła Leona, gdy pozostali napastnicy się zbliżyli. Złote włócznie wykonały pchnięcie w momencie uderzenia i pierwszy szereg atakujących padł. Zostali stratowani przez kolejnych wojowników atakujących z tyłu.
Mur tarcz wypaczył się, ale wytrzymał. Topory uderzyły, mięśnie się napięły, a gardła zacharczały z wysiłku. Leona pchnęła mieczem w krtań napastnika z blizną biegnącą od czubka głowy aż do szczęki. Krzyknął i upadł. Jego gardło zaczęło wypełniać się krwią. Jej tarcza uderzyła w głowę mężczyzny obok niego, miażdżąc mu czaszkę.
Linia Ra-Horaków cofnęła się, gdy smoczy hełm uderzył ponownie, tym razem roztrzaskując tarczę wojownika stojącego obok Leony. Mężczyzna upadł, rozcięty od karku do miednicy.
Leona nie dała smoczemu hełmowi okazji do trzeciego ataku.
Pchnęła złotym mieczem w jego kierunku i ognisty wizerunek ostrza pokrytego runami wystrzelił do przodu. Biały płomień otoczył smoczy hełm – futro i włosy natychmiast się zapaliły, a jego pancerz wtopił się w skórę. Krzyknął z bólu, a Leona poczuła, jak kosmiczna moc w niej rozkoszuje się agonią mężczyzny. Zatoczył się do tyłu, jakimś cudem wciąż żywy, wrzeszcząc, gdy jej ogień topił mu skórę. Jego ludzie zatrzymali natarcie, gdy upadł na kolana, płonąc.
– Na nich! – krzyknęła Leona i Ra-Horakowie ruszyli do przodu. Potężne ramiona uderzały włóczniami z niezwykłą skutecznością. Pchnięcie, obrót, cofnięcie. Bezustannie, niczym mordercza maszyna. Napastnicy zawrócili i zaczęli uciekać przed zbroczonymi krwią ostrzami Ra-Horaków, przerażeni losem swojego przywódcy. Teraz pragnęli znaleźć się jak najdalej stąd.
Jak i dlaczego przybyli oni w okolicę Targonu było tajemnicą, ponieważ zdecydowanie nie chcieli podziwiać góry ani próbować się na nią wspinać. Byli wojownikami, a nie pielgrzymami, i jeżeli pozostawić ich przy życiu, przegrupują się i będą zabijać ponownie.
Leona nie mogła na to pozwolić i wbiła miecz w ziemię. Sięgnęła w głąb siebie, czerpiąc z mocy pochodzącej spoza góry. Słońce wychyliło się zza jej najwyższych szczytów, gdy Leona skierowała rękę w stronę światła.
Upadła na jedno kolano i uderzyła pięścią w ziemię.
Słoneczne płomienie uderzyły z nieba.
Wzejdź ze mną[]
Wysłuchajcie! Na Największej Górze
ulubieńcy Słońca wznoszą hymn,
pieśń o miłości i oddaniu,
o bitwie i chwale.
Złote Słońce o Świetle nieskończonym
oblewa nasze twarze ciepłem
i pali naszych wrogów,
obracając ich w święty popiół.
Lecz nawet Słońce musi kiedyś spać.
Wtedy zostajemy sami,
w chłodzie, nadzy i samotni,
na pastwę skrytych w Mroku.
Gdy zasypia, opłakujemy Je,
wiedząc, że nie chce nas opuszczać.
Ostatnie mgnienie Promieni,
niknący pocałunek na dobranoc.
Gdy nastaje noc, tęsknimy tkliwie,
Ciemność długa jest i gorzka,
prosimy, by zostało dłużej
i tańczyło z nami do swej melodii.
Dłuższy pocałunek zmierzchu,
grzmiący ogień topiący śniegi,
Słońce pozostaje czujne całą noc,
szepcze swe sekrety aż do świtu.
Walczymy dla Niego z ciszą Ciemności,
dla miłości, jaką nas obdarza,
wpatrujemy się w Jego chwałę
i ukazujemy Mu własną.
Hymn Świtu
Wędrówka Słońca z każdym dniem oddala Je od nas, na górę znów zstępuje zima. Choć dni stają się coraz krótsze, strach się nas nie ima — zamiast tego szykujemy się do Festiwalu Bezkresnego Wieczoru, który odbędzie się za jedyne czterdzieści wschodów.
Akolici zapewne dostrzegą, że podczas tego festiwalu do rozniecenia pierwszej Pochodni Słonecznej Iskry świątynia użyje innej niż dotychczas świętej latarni. Wyrażamy wdzięczność Kowalowi Słońca Iasurowi za stworzenie świętego artefaktu, który przyćmi swojego poprzednika. Potępiamy jednak działania złoczyńcy — niech go mrok pochłonie — który zniszczył świątynną latarnię podczas ostatniego solstycjum. Prosimy o wszelkie informacje dotyczące tego występku.
Wymagamy, by osoby w wieku pozwalającym otrzymać pierwszą tarczę były obecne podczas Bezkresnego Wieczoru oraz by tańcem i pieśnią pokazały Słońcu, iż są godne dostąpić tego zaszczytu. Święto to można uczcić jako para, jeśli ktoś woli doświadczyć chwalebnego Świtu u boku innego akolity.
Tylko nasza wiara trzyma Ciemność w ryzach.
Twoja instruktorka Zaprzysiężona Słońcu Kapłanka Nemyah zwróciła mi uwagę na pewien niepokojący fakt, bym wpłynęła na Twoje przyszłe działania.
Zdaje się, iż zaczynasz podważać zasadność naszych nauk. Warto jest szlifować swoje pojmowanie drogą pytań, lecz to niedopuszczalne, by sugerować, że instruktorki są nieobeznane w świętych pismach. Musisz uznać wyższość tych, którzy zgłębiali nauki dłużej i ciężej, tych, którzy chcą obdarzyć Cię wiedzą i wiarą... nawet jeśli nie zgadzasz się z ich wnioskami.
Wiem, że pojmujesz, iż instruktorki są jedynie śmiertelniczkami, jako i ty, i ja, i żadna z nas nie jest w stanie objąć rozumem Jego chwały. To jednak nie jest coś, co powinnaś kiedykolwiek wyrażać głośno w progach świątyni, a przynajmniej nie przed złożeniem własnych ślubów wtajemniczenia. Kapłanki rangi Nemyah nie zechcą omawiać niuansów wiary z czternastoletnimi akolitkami i zamiast tego po prostu będą wlepiać Ci kary. Tymczasem zalecam ostrożność i kontemplację w milczeniu. Nie angażuj się głębiej, jeśli nie czujesz, że możesz zrobić to z zachowaniem szacunku.
Być może wpływa to na brak sympatii, jaki odczuwasz względem innych akolitów i który oni okazują tobie. Trudno dźwigać brzemię przyjaźni z kimś, kto stał się obiektem gniewu instruktorek. Dostrzegłam to już w zeszłym roku, gdy byłaś pod moimi skrzydłami, po Twojej kłótni z Wtajemniczoną Kapłanką Nycinde. W tym przypadku nalegam, byś pozwoliła swemu wewnętrznemu światłu jaśnieć równie efektownie, jak podczas naszych prywatnych rozmów. W końcu zjednasz sobie innych akolitów.
Porozmawiam z Zaprzysiężoną Słońcu Kapłanką Nemyah na temat przywrócenia Twojego przywileju wypowiedzi podczas zajęć z retoryki, jeśli przyrzekniesz, że pójdziesz za moją radą. W przeciwnym razie nie wstawię się za tobą.
W Świetle
Wtajemniczona Kapłanka Elcinae
38 do nadiru
Najwyraźniej zapytanie Nemyah, dlaczego nazywamy noc „Ciemnością”, było krokiem za daleko.
Przecież w nocy nie jest ciemno. Nie zupełnie. Światło jest wtedy delikatniejsze, nie tak gorące i palące, lecz chłodne niczym strumień latem, i mknie między gwiazdami, by oświetlać moją ścieżkę podczas spaceru.
Dlaczegóż więc mówimy jedynie o Słońcu? Czym jest ta druga eteryczna istota? Dlaczego możemy dostrzegać jedynie Światło Słońca?
Ale tego pytania nie mogę zadać w oratorium. Szczególnie że Nemyah ogłosiła, że mam „trzymać język za zębami, dopóki pozostaję pod jej pieczą”, bo „zakłócałam zajęcia”, okazałam „brak szacunku” i... Nieważne. Niech im będzie. Niech inni akolici plotą ładne wierszyki, próbując sklecić przekonujący wywód, i powtarzają w kółko te same wersy, aż nie uniosę w górę dłoni w geście klęski i nie zacznę błagać instruktorki, by pozwoliła mi roznieść na strzępy te ich wątłe przemyślenia.
Dzisiaj miałyśmy omawiać nadchodzący Festiwal. Sebina wygłosiła małą przemowę o tym, jak bardzo jest podekscytowana uczczeniem swojego pierwszego Bezkresnego Wieczoru wraz z innymi dojrzałymi do tarczy. I tyle. To była cała refleksja. Całym sensem przemowy było: ale będzie fajnie. Ech. Z czymś takim musi pracować Nemyah, ale to mnie postanowiła ukarać.
zgłosiła się, by wstać i spróbować z tym polemizować, ale jak można polemizować z „ja coś czuję”? Da się to podważyć, jedynie odczuwając coś innego, na przykład wyczerpanie lub obawę przed służeniem Słońcu w zły sposób czy coś takiego. Nie nazwałabym tego intrygującą przemową, ale przynajmniej się starała. Wspomniała też, że Ciemność jest posępna. Nie zła, lecz posępna, a to dwie różne rzeczy. I to właśnie zwróciło moją uwagę.
Próbowałam więc rozmawiać o tym z Leoną i zaczęłam od pytania o Ciemność. Miało być retoryczne. Nie zdążyłam nawet wspomnieć o tym, że Festiwal stanowi jedynie sposób, by scementować w ludziach swoje uczucia względem Słońca, i jest zwykłym rytuałem, który ma nas uwięzić w okowach ortodoksji zamiast zgłębiać naszą więź ze Słońcem... Ale nawet tego już było dla Nemyah za wiele. Fakt, że Słońce błogosławi nas Światłem i wzrokiem, nie znaczy, że kapłańska hierarchia nie mydli nam oczu.
Chyba nie jestem pierwszą osobą, która stawia takie pytania, prawda?
Jutro część dalsza. Znów wyjrzały gwiazdy jaśniejące srebrzystym blaskiem.
— D
Błogosławieni Słońcem rodzice,
modlę się, by mój list zastał Was oboje w zdrowiu, i mam nadzieję, że Aodonel i Kespina są zdrowi i szczęśliwi. Szanuję Wasze prośby o częstszą korespondencję, więc piszę do Was dzisiaj, choć nie mam zbyt wiele do powiedzenia, a na pewno nic wielkiej wagi.
Instruktorki zaczęły wykłady dotyczące Bezkresnego Wieczoru. Nie mogę się doczekać zmiany godzin pobudki, gdy wraz z innymi dojrzałymi do tarczy będziemy się szykować na stawienie czoła Ciemności. A odnośnie do pytania Matki — nie wiem jeszcze, czy odbędę ceremonię w towarzystwie innego akolity i czy w ogóle chcę to zrobić. Rozumiem, że Matka wątpi w moją szczerość w tych kwestiach, ale naprawdę żaden jeszcze nie wpadł mi w oko. Zapewniam, że Matka nie musi ciągle pytać. Sama o tym niezwłocznie powiadomię, jeśli sytuacja ulegnie zmianie.
A! W zeszłym tygodniu wykazałam się w grach wojennych. Nasza trenerka, Wtajemniczona Kapłanka Nycinde, chwaliła mnie i zachęcała innych, by obserwowali moją pracę nóg i sztukę szermierki. Stwierdziła, że dobrze sobie radzę z tarczą, choć powinnam się nauczyć, jak wspierać nią mych sojuszników w walce, a nie tylko chronić siebie. Z powagą traktuję jej kuratelę i po zajęciach poprosiłam Hyterope i Sebinę, by ze mną jeszcze poćwiczyły. Liczę, że poczynię dalsze postępy.
Mój rozwój akademicki przebiega dobrze, choć czuję, że kuleje moja retoryka. Rozmawiałam z Zaprzysiężoną Słońcu Kapłanką Nemyah, która stwierdziła, że radzę sobie nieźle, ale pod tym względem się z nią nie zgadzam. Nie chcę przez to powiedzieć, że lekceważę instruktorów! Mam jedynie na myśli, że pragnę rozwinąć swoje umiejętności, a Zaprzysiężona Słońcu Kapłanka Nemyah raczej nie udzieli mi dodatkowej pomocy.
Na wykłady z retoryki uczęszcza
, której wywody są bardzo spójne i logiczne, lecz jej poglądy i sposób myślenia czasami nie zgadzają się z naukami naszych instruktorów. Zawsze jest jednak przygotowana i z łatwością roznosi w pył argumenty swoich interlokutorek. Może to do niej powinnam się zwrócić o pomoc w tej sprawie. Wiem, że wierzycie, iż mogę zostać przywódczynią, i nie zamierzam Was zawieść.W Miłościwym Blasku
Leona
Błogosławiona Słońcem Diano,
czy bardzo jesteś zajęta po naszych wykładach z języka średniorakkorskiego? Czuję, że w zakresie retoryki nie radzę sobie tak dobrze, jak bym mogła, i chciałabym poprosić Cię o pomoc w rozwijaniu umiejętności konstruowania i wygłaszania przekonujących argumentów.
W Świetle
Leona
Pomijając meritum twoich argumentów, konstruujesz logiczne wywody lepiej niż ktokolwiek na naszym roku, a być może także w całej świątyni. Zapewne słyszałaś debaty i prezentacje na koniec semestru prowadzone w poprzednich latach przez starszych akolitów, czyż nie? Wierzę, że dysponujesz większymi umiejętnościami niż ktokolwiek z nich.
Wiem, że jesteś bardzo zajęta, więc nie proszę, byś poświęciła mi dużo czasu. Jednak byłabym wdzięczna, gdybyś mogła przejrzeć moje notatki przed następnymi ćwiczeniami z retoryki i pomogła mi opanować to, czego jeszcze nie rozumiem.
I zapewniam, że nie proszę o to z lekkim sercem. Jeśli istnieje jakaś kwestia, z którą się szczególnie zmagasz i z którą mogłabym Ci pomóc, chętnie się odwdzięczę.
W Świetle
Leona
35 do nadiru
Jestem w szoku, że
zwróciła się do mnie, i wciąż nie mam pewności, czy to nie jakiś żart... ale z drugiej strony przecież i tak nie mam co robić na retoryce. Postanowiłam więc jej pomóc.Oczywiście nie spotkamy się osobiście. Nie chcę, aby instruktorki czy inni akolici patrzyli z ukosa na Leonę, bo poprosiła o pomoc heretycką samotniczkę. Wątpię, żeby zwrócili się przeciwko niej, bo przecież jest złotym dzieckiem naszej kohorty w grach wojennych, ale mogą z niej szydzić, wyśmiewać ją. A ja nie chcę, by ją to spotkało... szczególnie że była... dość odważna? Dość pokorna? Żeby się do mnie zwrócić. To pokrzepiające, że wreszcie ktoś potrafi się przyznać, iż nie jest we wszystkim najlepszy, a ja muszę wyznać, że mnie zaskoczyła. Chyba nigdy wcześniej nie widziałam, żeby Leonie coś nie wyszło.
A ja chciałabym mieć czasem z kim porozmawiać. Nawet jeśli ten ktoś z całego serca wierzy we wszystko, co się tutaj wykłada. Jeśli przez kontakt ze mną miałaby stracić cały szacunek, jaki sobie tu wypracowała, to dlaczego chce ze mną rozmawiać?
— D
jeszcze raz dziękuję za Wasz hojny dar dla świątyni. Twoje dzieło, Iasurze, jest jak zwykle wybitne. Płomienna Kapłanka nalegała, abym zaprosił Was oboje na obchody Bezkresnego Wieczoru, który odbędzie się za dwadzieścia jeden wschodów, byście mogli podziwiać Waszą latarnię. Rozumiem, iż z dwójką dzieci pod opieką jest to utrudnione, ale może przyjedziecie z nimi, by zobaczyć choćby rozniecenie Słonecznych Pochodni.
Rozmawiałem z obecnymi instruktorami
i z radością donoszę, że Wasza córka przoduje we wszystkich edukacyjnych zmaganiach. Wzięła na swoje barki trud korepetytowania innych akolitów w zakresie leksyki i odmiany czasowników średniorakkorskiego. Jej poświęcenie Słońcu jest widoczne we wszystkim, co robi, a zaangażowanie w samodoskonalenie — godne podziwu. Obserwowałem ją podczas ostatniej potyczki w grach wojennych, gdzie szybko objęła przywództwo na polu walki, nawet nad starszymi akolitami. Wiem, że napełniłoby to Was dumą.Należy jednak pamiętać, że czasem trzeba zrobić przerwę w nauce i docenić życie, którym obdarzyło nas Słońce. Po potyczce jeden z towarzyszy Leony zapytał, czy chciałaby mu towarzyszyć na Festiwalu Bezkresnego Wieczoru. Leona odmówiła i oddaliła się, by poświęcić wieczór nauce. Martwię się, że Leona może zbyt mocno koncentrować się na osiągnięciach i przez to straci wiele okazji, by radować się darami Słońca i naprawdę docenić bliskość Jego Światła zapewnianą przez pobyt w świątyni. Mam nadzieję, że porozmawiacie z nią o tym.
W Świetle
Zaprzysiężony Słońcu Kapłan Polymnius
Jak mam poprosić kogoś, by spędził ze mną Festiwal?
— Liścikiem? Czy to nie zbyt dziecinne? Nie dość bezpośrednie? I tak wymieniamy sporo listów... ale uwielbiam czytać jej wiadomości. Zawsze poświęca czas, by odpowiedzieć, a jej odpowiedzi są roztropne i mądre.
— Poprosić ją o wspólny spacer? Kiedy? W tym tygodniu każdej nocy mam potyczki.
— Kwiatami? Nie wiem, czy lubi kwiaty. A jeśli tak, to jakie.
— Posiłkiem? Nigdy mi nikt nie towarzyszył przy posiłku. Może to zbyt publiczny sposób. A co, jeśli posiłek jej nie posmakuje? Zły omen?
— Zaoferować wspólny trening tarczy? Ona rzadko korzysta z tarczy, to mogłoby zadziałać! A może nie lubi jej używać? Chyba nie przepada za potyczkami.
— Może przedyskutujemy pisma? To dobra okazja, by pomówić osobiście, zobaczyć, jak rozwija skrzydła i robi błyskotliwe wywody… oraz spróbować jej zaimponować? Może powiem, że potrzebuję pomocy przy dużym projekcie na retorykę? Nie, chodzi na te same zajęcia, to głupie.
— Może się razem pomodlimy? Dobra wymówka, by zaznać prywatności, ale nigdy na to nie przystanie.
— Zapytać, czy ma już jakieś plany? Tak swobodnie, niekoniecznie jako ktoś więcej niż przyjaciółki, pewnie nie chce iść sama. A co, jeśli już się z kimś umówiła? Kto mógłby jej towarzyszyć?
— Powiedzieć, że nie mam, z kim iść? To nie jest taka straszna opcja.
— Nie pytać, po prostu zobaczyć się z nią na miejscu i poprosić do tańca? Też nie najgorsza opcja.
Czemu to takie trudne?
parę uwag do Twojego ostatniego wywodu:
Twoja rozprawa była spójna oraz łatwa do przyswojenia i nawet Sebina zdołała pójść śladami Twej logiki. I naprawdę spodobało mi się wplecenie hipotez Słońca-gwiazdy, które zaskakująco dobrze pasowały do Twojego wywodu sprzed paru tygodni na temat darów Słońca na niebie. Było widać, że Nemyah jest pod wrażeniem. Brawo!
Porównałaś Światło Słońca i życie do zimnej Ciemności, ale nie byłaś w stanie sprecyzować dokładnie, co jest w Ciemności złego. Czy chodzi o brak ciepła? Jeśli tak, to czy zima jest zła? Czy zimna woda jest zła? Czy chodzi o brak życia?
sama w sobie nie jest żywa. Czy jest więc zła? Potrzebujesz lepszych przykładów lub zmiany metafor.Mówiłaś o heretykach jako tych, którzy nie wierzą w Słońce. Co to w ogóle znaczy? Jest tam, na niebie — sugerujesz, że niektórzy nie wierzą w Jego istnienie? Myślę, że wiem, co miałaś na myśli, ale powinnaś wyjaśnić, że wiara w Słońce i wiara w nasze pismo to nie do końca to samo. Albo powinnaś raczej mówić o czczeniu Słońca, a nie „wierzeniu” w nie.
Co więcej, dlaczego zakładasz, co zakazane tablice mówią o historii naszego ludu? Wykładowcy przedstawili nam jedynie streszczenie i pogłoski o znaczeniu tych tablic, ale dopóki nie będziesz dysponować konkretnymi cytatami, to pracujesz jedynie na hipotezach, a nie prawdzie. Wstrzymałabym się z budowaniem tez na podstawie zawartości zakazanych tablic do czasu, aż je ujrzysz po rytuale wtajemniczenia.
Twój argument o Wiecznym Dniu był dobry, tak samo jak ten o Teorii Cienia, ale nie zwieńczyłaś ich solidną konkluzją. Co dla kreacji cienia oznacza czczenie zarówno Wiecznego Dnia, jak i Bezkresnego Wieczoru? Czy są to twory śmiertelników, czy jednak Słońca?
Ale tak, na pewno robisz postępy. Czy czujesz to, gdy wychodzisz na podium?
DianaDiano,
tak! Na pewno to czuję. Tak jakby płynęła przeze mnie sprawiedliwość Słońca. Czuję, jak Jego ciepło rozpala me policzki w miarę przemawiania. Szkoda, że nie mamy zajęć na świeżym powietrzu, choćby w chłodzie zimy, by Słońce mogło mnie usłyszeć.
Bardzo doceniam Twoje notatki. Dziękuję, że poświęciłaś swój czas, by je sporządzić. I jeszcze raz dziękuję za wszelką pomoc w tej kwestii. Nie czyniłabym tak regularnych postępów, gdyby nie Ty. Mam jednak dalsze pytania.
Cały mój wywód był ugruntowany w źródłach. Mam cytaty każdego fragmentu Hymnu oraz zapiski filozofów i świątynnych uczonych. Nie wierzę, żeby moje wnioski były wyjątkowe. Może jedynie sposób, w jaki powiązałam różne fragmenty? Jednak żadna z cytowanych przeze mnie prac nie odpowiedziała ani nawet nie próbowała odpowiedzieć na pytania, które stawiasz w swojej krytyce. „Co jest złego w Ciemności?” Powód nie ma znaczenia. Nigdy nie chodziło o powód. Po prostu tak jest. Czemu uważasz, że powinnam zgłębić tezę, która jest już tak powszechnie znana?
Poza tym zauważyłam, że w potyczkach nie ćwiczysz walki swoją tarczą. Mnie zajęło to trochę czasu, szczególnie że jest tak duża i nieporęczna, ale zaczynam lepiej rozumieć, jak mogę ją wykorzystać w bitwie. Może chcesz poćwiczyć ze mną? Jeśli masz czas.
WŚ
Leona
skoro jest to tak powszechnie znane i uznawane, to nie sądzisz, że właśnie powinnaś się w to zagłębić? Kto to uzgodnił? Kiedy? Dlaczego? Czemu wszyscy uznali, że niektóre rzeczy mamy z góry przyjmować za niepodważalną prawdę?
Prosiłaś, bym spojrzała na Twój wywód i pomogła Ci go lepiej zbudować. Właśnie to próbuję zrobić. Jeśli wywodu nie można dobrze ugruntować na podstawie obowiązującego kanonu i ortodoksyjnej myśli, a przynajmniej kanonu, jaki nam przedstawiono... to może leżące u podstaw założenia są błędne lub nie mają sensu. Może zakazane tablice zawierają odpowiedzi na te pytania. A może nie. Tego nie wiem, ponieważ nie pozwalają nam ich czytać! To takie frustrujące! Dlatego staram się opierać swoje wywody na tym, do czego mamy dostęp, i prosić o doprecyzowanie niejasności w tekstach.
Jednak tym razem poradziłaś sobie znacznie lepiej niż poprzednio. Nie mogę się doczekać Twojej kolejnej przemowy. Daj mi znać, czy uprzednio chciałabyś uzyskać moją pomoc, czy raczej wolisz mnie zaskoczyć swoimi argumentami.
I dziękuję Ci za ofertę, ale nie sądzę, żebym kiedykolwiek była w stanie skutecznie władać tarczą. Zbytnio mnie spowalnia i odwraca moją uwagę, przez co nie mogę się skupić na wyprowadzaniu ciosów. Poza tym wiem, że dopóki Ty jesteś w mojej drużynie, przynajmniej jedna osoba będzie mnie bronić.
Diana
chcę Cię pochwalić za postępy, jakich dokonałaś w ciągu ostatnich tygodni. Już wcześniej świetnie prowadziłaś debaty, ale najwyraźniej poświęciłaś się dalszemu zgłębianiu tej umiejętności — i to widać.
Przepraszam, że Twoja dzisiejsza przemowa została zakłócona. Zapewniam, że wraz z Płomienną Kapłanką wyciągniemy konsekwencje. Nie przejmuj się tą sprawą i dalej podążaj ścieżką ku doskonałości i jego Światłu.
W jego Błogosławionym cieple
Zaprzysiężona Słońcu Kapłanka Nemyah
Akolitka Diana przerwała prezentację innej akolitki, mimo że przed kilkoma tygodniami nakazano jej zachować podczas zajęć milczenie. Gdy kazano jej ucichnąć i pozwolić na kontynuację wywodu, zamiast tego próbowała ripostować argumenty przemawiającej akolitki. W bluźnierczym uniesieniu Diana zasugerowała, że Światło nie należy w pełni do domeny wspaniałego Słońca. (Niech przeklęty mrok nie ma przystępu). Tym samym zatruła niebezpieczną herezją umysły wszystkich dojrzałych do tarczy akolitów obecnych na zajęciach.
Po rozmowie z Płomienną Kapłanką Thalaią zdecydowałam o karze. By przypomnieć Dianie o miłosierdziu Słońca, spędzi ona trzy dni, stojąc w Świetle Słońca, pozbawiona cienia i wody, dopóki Słońce nie uda się na nocny spoczynek.
11 do nadiru
Słońce nie dla wszystkich stanowi kochającą i życiodajną matkę. Jest nienawistne, złośliwe i próbuje nas przegnać pod ziemię, gdzie skryjemy się przed Jego palącym Światłem!
Wcale tak nie myślę naprawdę, ale nie czuję też, że Słońce mnie kocha.
Jutro trzeci dzień mojej kary. Mam nadzieję, że będą chmury. Albo deszcz! Śnieg? Cokolwiek. Moja skóra jest czerwona i boli. Chcę jedynie spać.
Ale nie żałuję. Ta debata z
była dla nas najbliższym możliwym substytutem publicznej rozmowy i prowadziłyśmy ją na własnych zasadach. Nie wspomniałam nawet o świetle, które przebija Ciemność nocą. Nie zdążyłam, bo Nemyah odciągnęła mnie do Thalai, by mnie ukarać. Ciekawe, co by zrobiły, gdybym zdążyła.Nie znoszę wszystkich tutaj. Nie chcę niczego z nimi świętować. Nie chcę, by te ich zakłamane uśmiechy i uroczyste spojrzenia świdrowały mnie na wylot. Zamiast obchodzić Bezkresny Wieczór, ja... się powspinam. Wejdę gdzieś wyżej. Może popatrzę na gwiazdy. Pooglądam światło nocy.
Poza tym jedyna osoba, z którą chciałabym pójść, na pewno nie chce, by widziano nas razem. Nie po takiej publicznej pokucie. Wcześniej też pewnie nie... Nie mam więc nic do stracenia.
— D
Nie wszystkich nienawidzę. Ale nie każdy jest życzliwy, ma promienny uśmiech i lśniące serce i nie każdy dostrzega we mnie... kogoś wartościowego. Wartego czasu. Wartego uwagi.
Ale jestem pewna, że dla niej nie jestem już warta funta kłaków.
Dlaczego powinnam wybrać kogoś do pary na Festiwal:
— Sześć osób mnie zaprosiło i wszystkim odmówiłam.
— Nie chcę, by myśleli, że jestem zadufana w sobie.
— Lubię się bawić (?).
— Sebina i Hyterope uważają, że mam sekretnego towarzysza.
— Moi rodzice może też przybędą i chcą, bym była bardziej towarzyska.
— To zaledwie za tydzień.
— Ale wiem, z kim chcę iść. Tylko czy to dobry pomysł?
dopiero co skończyła pokutę i nikt nie okazuje jej życzliwości, choć to ja udzieliłam jej wtedy głosu. Chciałam ujrzeć, jak demontuje moje argumenty i zadaje pytania. Chciałam odpowiedzieć przygotowanymi cytatami. Słońce zaleca miłosierdzie, ale nie spodziewam się, żeby kiedykolwiek już zjednała sobie przychylność Kapłanów i Kapłanek. Czy gdybym z nią poszła, to wszyscy traktowaliby mnie tak samo?— Czy ma to jakieś znaczenie? Czy jest tego warta?
— Nie obchodzi jej, co inni o niej myślą. Dlaczego mnie miałoby to obchodzić?
— Ma to szczególne spojrzenie, gdy uważa, że ma rację, gdy wygrywa dyskusję. Światło Słońca promienieje wtedy z jej oczu, a ona nosi triumf niczym koronę. To wspaniały widok.
Dobra, namyśliłam się!
W Jego wszechobecnym Świetle
Płomienna Kapłanka Thalaia
Lecz gdy powiedziałam
, że nie przybędę na Bezkresny Wieczór, jej oczy przygasły, jak gdybym jej rzekła, że moje serce oplotła Ciemność. Tak dobrze mnie zna, wie, przez co przeszłam, a i tak mnie zapytała, DLACZEGO NIE?Wtedy zdałam sobie sprawę... Och. Stosowała prozelityzm.
Najwyraźniej cała ta nasza korespondencja pozwoliła Leonie myśleć, że można mi prawić kazania, że można mnie nawrócić i ukazać mi Światło. Prosiła o moją pomoc... bo uważała, że może pomóc mnie.
Wściekłam się. Krzyczałam. Nie jestem z tego dumna, ale to było ode mnie silniejsze. Dobrze, że się nie rozpłakałam. Powinnam się domyślić, że o to jej chodziło. Tylko o to jej chodziło.
Na szczęście tym razem nie tylko ja wpadłam w kłopoty. Złote dziecko Leona też musi odbyć karę, ale jej nie kazaliby stać całymi dniami w Słońcu. Zamiast tego będziemy szorować podłogi w całej świątyni, nawet w cenobium.
Ciekawe, czy to instruktorzy poprosili ją, by interweniowała w imieniu Słońca.
Czy tylko tyle dla niej znaczę? Jestem heretyczką, którą może nawrócić na ścieżkę? W takim razie ona i te jej żałosne wywody mogą sobie zgnić i zawalić retorykę.
— D
Dlaczego nigdy nie powinnam była prosić
, by poszła ze mną na Festiwal:— Wyglądała na obrzydzoną, że w ogóle spytałam, czy idzie.
— Zaczęła na mnie krzyczeć publicznie.
— Obie wpadłyśmy w kłopoty i teraz opuszczę potyczki, by szorować podłogi.
— Nie obchodzi jej święto Słońca.
— Jest w zasadzie heretyczką.
— Pewnie nawet by nie tańczyła, gdyby poszła.
— Teraz nigdy już do mnie nie napisze.
Powinnam przyjąć zaproszenie od kogoś innego.
Twoja matka i ja jesteśmy niezadowoleni zarówno z tytułu Twej pokuty, jak i rozczarowujących wyników w ostatniej potyczce. Wiemy, że stać cię na więcej, i spodziewamy się, że staniesz na wysokości zadania. Przywódcy w Jego Świetle nie znają przeszkód nie do pokonania i nie dają się zatrzymać przez tak przyziemne błahostki, jak „pokrzykiwania w szkole”.
Przybędziemy na ceremonię otwarcia Bezkresnego Wieczoru za dwa dni i wtedy porozmawiamy z Tobą o tym, jak lepiej możemy zadbać o Twoją przyszłość.
W Miłościwym Jego Świetle
Ojciec
Jestem wściekła ponad miarę.
Nie próbowała prawić mi kazań.
MNIE CHCIAŁA ZAPROSIĆ NA FESTIWAL.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
DIANO, JAKA TY JESTEŚ GŁUPIA
Życzę Wam radosnego Festiwalu Bezkresnego Wieczoru i niech zawsze przyświeca Wam Jego nieskończona miłość i ciepło. Obchody zaczynamy o zmierzchu, więc proszę o stosowne odzienie w postaci formalnej szaty świątynnej.
W Jego wszechobecnym Świetle
Płomienna Kapłanka Thalaia
Moi Błogosławieni Słońcem rodzice,
chwała Wam obojgu, w Świetle Słońca, i niech się kolejne dni znów dłużą w Jego Miłości. Wiem, że spodziewaliście się zobaczyć mnie na ceremonii, a ja
Ja chciałam wyjaśnić, dlaczego nie byłam na początku
Na pewno zastanawialiście się
Nie wierzę, że piszę te słowa wciąż roztrzęsionymi palcami, ale taka jest prawda. Niewyobrażalne. Nie do pomyślenia.
A jednak się stało.
Obserwowałam, jak inni szykują się na Bezkresny Wieczór, wdziewają płaszcze, woale i zbroje. A ja... nie. Założyłam najcieplejszą szatę i wymknęłam się do paleniska akolitów, za świątynną palisadę i poza nią, w dzicz. Ponad świątynią, na niższych szczytach góry, niewiele było dzieł ludzkich rąk. Tam mieliśmy odczuwać największą bliskość Słońca. Wspięłam się więc i znalazłam dobre miejsce, by usiąść i obserwować niebo.
Przyglądałam się zachodzącemu Słońcu, ciemniejącemu niebu oraz jasnym płomieniom Słonecznych Pochodni na terenie świątyni poniżej. Nawet stamtąd czułam ten okropny żar. Moja skóra wciąż pamiętała poparzenia po pokucie. Gdy jednak spoglądałam na nocne niebo, na Ciemność, na gwiazdy, na przepiękny blask powyżej... Na chwilę o tym wszystkim zapominałam.
Wiedziałam, że to złe. Wiedziałam, że nie powinnam. Jednak... ten blask, to miękkie, srebrzyste światło ponad moją głową sprawiało, że po raz pierwszy od bardzo dawna czułam spokój. Po raz pierwszy od nie wiem kiedy. Nie martwiłam się instruktorami ani Festiwalem poniżej, ani tym, co się stanie, gdy zorientują się, że mnie tam nie ma. Nawet teraz, gdy przypominam sobie tamtą chwilę, ogarnia mnie spokój. Czułam to, czym rzekomo powinno obdarzać mnie Słońce.
Pomodliłam się więc do Niego. Żadne wymyślne modły, jakie odmawialiśmy podczas południowej liturgii. Proste słowa dziękczynienia. Nie będę ich tu przytaczać, nie chcę umniejszać ich wagi.
Wtedy właśnie usłyszałam wołanie .
Zdaję sobie teraz sprawę z tego, że po takiej pokucie
nie cieszyła się na Festiwal tak jak inni akolici i ja. Nie zbeształa mnie za to, że ją chciałam zaprosić... Nakrzyczała na mnie, że w ogóle wspomniałam o święcie. W zasadzie to Wasz list pomógł mi pogodzić się z własnym bólem i szczerze zadumać się nad tamtą chwilą. Po zastanowieniu postanowiłam ją znaleźć i przeprosić. Wiedziałam, gdzie jej nie znajdę, ale nie miałam pojęcia, gdzie może być. Najpierw więc szukałam na terenach świątynnych, a potem poza nimi.Nigdy wcześniej nie widziałam Diany nocą. Gdy zbyt długo znajduje się w chwale Słońca, jej skóra boleśnie różowieje, ale tutaj, w woalu Ciemności... wyglądała, jakby była w swoim nocnym żywiole. Ale nie w zły sposób. Jakżeby inaczej, skoro jej włosy i oczy mają kolor nocy?
Zapytała, co tam robię. Czy nie powinnam znajdować się na dole z innymi uczestnikami Festiwalu? Spojrzała na mnie z... Sama nie wiem. Ze strachem może. Na pewno z obawą. Rozczarowanie skradło mi słowa z ust i jedynie milczałam. Mogłam się tylko wpatrywać.
Wtedy zapytała, czy ktoś kazał mi przyprowadzić ją z powrotem do świątyni na Festiwal. Pokręciłam głową i wymamrotałam przeprosiny. Za to, że ją zdenerwowałam, że wpakowałam nas w kłopoty. Wbiła we mnie wzrok i sama pokręciła głową, a potem przeprosiła mnie za to samo. Chciałam się zaśmiać, ale chwila wydawała mi się na to zbyt krucha, więc nie chciałam jej zmącić. Zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy rozmawiałyśmy na osobności.
Gestem zaprosiła mnie do siebie, więc dołączyłam. Usiadłyśmy razem, bliżej siebie niż kiedykolwiek wcześniej. Nasze ramiona się zetknęły, a ona drgnęła jak oparzona.
— A więc w ogóle nie idziesz na Festiwal? — spytała. Może nie tymi słowy, ale w tym duchu.
Odpowiedziałam coś w stylu:
— Nie wiem. To zależy.
Serce biło mi jak młot i podeszło do gardła, gdy oparła głowę na moim barku, ale chyba tego nie zauważyła. Wtedy spojrzała w górę, na niebo, i się uśmiechnęła.
Chyba nigdy wcześniej nie byłam tak szczęśliwa.
Nie wyślę tego listu.
Siedziałyśmy tak rozluźnione pod nocnym niebem przez... kilka godzin? Straciłam poczucie czasu. Tak bardzo chciałam wskazać blask ponad nami i zapytać, co o tym sądzi, czy to w jakiś sposób zmienia jej postrzeganie Słońca i Jego Światła. Ale zamiast tego siedziałyśmy obok siebie wpatrzone w gwiazdy.
W pewnym momencie niebo zasnuła chmura i dostrzegłam, że odbija się w niej światło pochodni. Wciąż nie chciałam iść na Festiwal, ale zdawałam sobie sprawę, jak ważny był dla
. A ona bez słowa skargi całymi godzinami siedziała tam ze mną.Zapytałam więc, czy miałaby ochotę ze mną zatańczyć na Festiwalu.
Spodziewałam się, że odmówi, ale na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech, szerszy, niż kiedykolwiek u niej widziałam. Chcę go namalować, ale chyba nie zdołam oddać tego rozpromienienia. Chwyciła moją dłoń i odpowiedziała coś, czego nigdy nie zapomnę, dopóki oddycham: „Jeszcze nie teraz”.
I wtedy Leona mnie pocałowała.
A ja odwzajemniłam pocałunek.
Hymn Świtu
Tablica Siódma, Strzaskana i Utracona przez Solari, Wersy Nieznane
Najgłębszym ich życzeniem jest dzielić niebo
dość przestronne dla wspólnego tańca
ze splecionymi dłońmi i sercami.
Miast tego muszą jedynie na siebie zerkać,
czekać, aż drugie uczyni pierwszy krok,
lub patrzeć, jak odchodzi.
Jednak tu i tam pocałunek,
miłości hojny dar, uścisk miękki,
chwile ekstazy i radości.
„Wzejdź ze mną” — szepcze.
„Ukoję cię pieszczotą,
niech świat zaczeka na Słońce”.
„Wstań ze mną” — krzyczy.
„Ogrzeję cię uczuciem,
niech świat nie zazna dziś Księżyca”.
Z tej więzi powstaliśmy,
zrodzeni ze świtu i zmierzchu,
otoczeni ich miłością.