League of Legends Wiki
Advertisement
League of Legends Wiki

Historia[]

Krótka[]

Sztuka wymaga określonego... okrucieństwa.

Jhin jest skrupulatnym, zbrodniczym psychopatą, który wierzy, że mordowanie jest sztuką. Niegdyś był więźniem w Ionia.grupaIonii, lecz został uwolnionych przez szemranych członków tamtejszej rady rządzącej, by teraz służyć im w ich intrygach w roli zabójcy. Jego pistolet jest mu jak pędzel, którego używa do tworzenia prac pełnych artystycznej brutalności, przerażając swe ofiary oraz świadków. Jego makabryczny teatr sprawia mu okrutną przyjemność, co czyni z niego idealnego doręczyciela najmocniejszego z przekazów: przerażenia.

Długa[]

I[]

Jhin jest skrupulatnym, zbrodniczym psychopatą, który wierzy, że mordowanie jest sztuką. Niegdyś był więźniem w Ionia.grupaIonii, lecz został uwolniony przez szemranych członków tamtejszej rady rządzącej, by teraz służyć im w ich intrygach w roli zabójcy. Jego pistolet jest mu jak pędzel, którego używa do tworzenia prac pełnych artystycznej brutalności, przerażając swe ofiary oraz świadków. Jego makabryczny teatr sprawia mu okrutną przyjemność, co czyni z niego idealnego doręczyciela najmocniejszego z przekazów: przerażenia.

Góry położone na południu Ionii były przez lata nękane przez niesławnego "Złocistego Demona". Potwór wymordował na terenie prowincji Zhyun tuziny wędrowców, a niekiedy wręcz całe gospodarstwa, pozostawiając za sobą wynaturzone wystawy składające się ze zwłok. Uzbrojone grupy przeszukiwały lasy, osady najmowały łowców demonów, mistrzowie Wuju patrolowali drogi – wszystko na nic, bestia kontynuowała swe makabryczne dzieło.

W akcie desperacji rada w Zhyun wysłała posła do Wielkiego Mistrza Kusho, aby błagać go o pomoc. Usłyszawszy o ciężkim losie ludzi w tym regionie, Kusho zmyślił wymówkę, dlaczego nie mógł pomóc. Ale tydzień później mistrz, jego syn ShenSquareShen i wyróżniający się uczeń – ZedSquareZed, przebrali się za kupców i udali do prowincji. Potajemnie odwiedzali niezliczone rodziny, rozbite emocjonalnie przez zabójstwa, badali straszliwe miejsca zbrodni, i szukali ewentualnych powiązań lub prawideł dla morderstw.

Ich śledztwo trwało cztery długie lata i bardzo zmieniło trzech mężczyzn. Słynna czerwona grzywa Kusho posiwiała; Shen, znany ze swej inteligencji i poczucia humoru, stał się ponury; a Zed, najzdolniejszy z uczniów w świątyni Kusho, zaczął borykać się z problemami w nauce. Kiedy wreszcie udało się znaleźć prawidło dla tych morderstw, mówi się, że Wielki Mistrz wypowiedział następujące słowa: „Dobro i zło nie są prawdami. Rodzą się z ludzi, a każdy z nich widzi je na różny sposób”.

Ujęcie „Złocistego Demona”, przedstawione w najróżniejszych sztukach i poematach, miało się stać siódmym i ostatnim wielkim dokonaniem wybitnego życia Lorda Kusho. W wigilię Święta Kwiatów w Jyom Pass, Kusho przebrał się za znanego kaligrafa, aby wtopić się w tłum innych goszczących tam artystów. A potem czekał. Wszyscy zakładali, że tylko ktoś wyjątkowo zły byłby w stanie popełnić wszystkie te szokujące zbrodnie, lecz Kusho zdał sobie sprawę, że zabójcą był zwyczajny człowiek. Słynnym „Złocistym Demonem” okazał się być zwykły inspicjent objazdowych teatrów i oper, znany jako Khada Jhin.

Gdy ujęli Jhina, młody Zed chciał zlikwidować skulonego ze strachu człowieka, lecz powstrzymał go Kusho. Pomimo makabrycznych dokonań Jhina, legendarny mistrz podjął decyzję, że morderca powinien zostać wzięty żywcem i osadzony w więzieniu Tuula. Shen był innego zdania, jednak pogodził się z chłodną, beznamiętną logiką osądu swego ojca. Z kolei Zed, poruszony scenami morderstw, które nie dawały mu spokoju, nie był w stanie zrozumieć ani pogodzić się z tą litością. Mówi się, że od tego momentu w jego sercu zaczęły narastać frustracja i rozgoryczenie.

Uprzejmy i nieśmiały Khada Jhin nie ujawnił o sobie prawie niczego, i to pomimo długich lat, które spędził w Tuula. Nawet jego prawdziwe imię pozostawało zagadką. Mnisi zauważyli jednak, że więzień był bystrym uczniem, który wyróżniał się w wielu dziedzinach, takich jak kowalstwo, poezja i taniec. Niemniej jednak ani strażnicy, ani mnisi nie byli w stanie znaleźć sposobu na wyleczenie go z jego chorobliwych fascynacji.

A poza więzieniem Ionia popadła w chaos w wyniku inwazji imperium Noxusu, która doprowadziła do politycznej niestabilności. Wojna obudziła w spokojnym narodzie apetyt na rozlew krwi. Pokój i równowaga, z walki o które słynął Kusho, zostały zdruzgotane od środka, wraz z rosnącymi w siłę mrocznymi sercami i zawiązywanymi tajnymi przymierzami, które rywalizowały o wpływy. Zdesperowana, aby przeciwstawić się rosnącym w siłę wojownikom ninja oraz Wuju, klika zawiązana w kręgach rządzącej rady spiskowała w celu potajemnego uwolnienia Jhina i przekształcenia go w broń siejącą przerażenie.

Dzięki dostępowi do niemal nieograniczonych funduszy oraz do zbrojowni Kashuri i znajdujących się tam nowych broni, skala „przedstawień” Khady Jhina rozrosła się. Jego działania wzbudzają strach w wielu zagranicznych dostojnikach, jak również w tajnym podziemiu politycznym Ionii, jednakże jak długo pożądającego uwagi seryjnego zabójcę zadowalało będzie pozostawanie w cieniu?

II[]

Pistolet w jego ręku był jedynie narzędziem, choć cechował się doskonałym rzemiosłem. Złoty napis inkrustowano na czarniawym, zielonym metalu. Głosił imię kowala, który go stworzył. Szczegół ten świadczył o jego dumie i pewności siebie. Broń ta nie wywodziła się z Piltover - ich pstrokate wyroby próbowały funkcjonować pomimo śladowych ilości magii, które występują na tych terenach. Pistolet stworzył prawdziwy mistrz swego fachu. Wywodzące się z Ionii, a wykonane z brązu serce pulsowało magią.

Po raz czwarty przetarł kolbę pistoletu. Dopiero czterokrotne wykonanie tej czynności dawało mu pewność o jego czystości. To, że go nie użył, nie miało znaczenia. Podobnie jak to, że i tak miał go schować do torby pod łóżkiem. Po prostu nie mógł go odłożyć, dopóki nie był pewny, że broń była czysta. A takiej pewności nie miał, aż cztery razy jej nie przetarł. I teraz stawała się czysta. Wszystko dzięki czterem przetarciom.

Pistolet nareszcie był czysty - i niezmiennie fenomenalny. Jego nowi protektorzy byli hojni. Ale czyż najznamienitsi malarze nie zasługują na najwspanialsze pędzle?

Skala i finezyjność nowego przyrządu powodowały, że jego poprzednie dzieła wykonane za pomocą ostrzy przy porównaniu sprawiały wrażenie lichych. Zrozumienie sposobu działania broni palnej zajęło mu kilka tygodni, lecz rozwinięcie technik chi z poziomu ostrzy trwało miesiącami. Pistolet mieścił cztery naboje. Każdy nabój został przesiąknięty magiczną energią. Każdy nabój był tak doskonały, jak klinga miecza należącego do mnicha z Lassilan. Każdy nabój był farbą, z którą płynąć miała jego sztuka. Każdy nabój był arcydziełem. Naboje nie rozrywały tak po prostu ciała - one go poprawiały.

Próba w dzielnicy z młynem zdążyła już dowieść możliwości pistoletu. A jego nowi mocodawcy byli usatysfakcjonowani z odbioru dzieła.

Zakończył już polerowanie pistoletu, ale kiedy tak trzymał go w swej prawej dłoni, poczęła narastać w nim pokusa. Wiedział, że nie powinien tego czynić, ale mimo to rozpakował swoje czarne, wykonane ze skóry węgorza body. Opuszkami palców lewej ręki przejechał po gładkiej powierzchni materiału. Dotyk tłustej powierzchni skóry wywołał u niego przyspieszone bicie serca. Podniósł obcisłą, skórzaną maskę, a następnie - nie mogąc się powstrzymać - nałożył ją na twarz. Przykryła jego usta i prawe oko. Utrudniła mu oddychanie i pozbawiła postrzegania głębi...

Błogość.

Właśnie zakładał naramienniki, kiedy jego uszu dobiegł odgłos dzwonków, które ukrył na schodach prowadzących do jego pokoju. Prędko złożył broń i ściągnął maskę.

„Jest pan tam?” - spytała pokojówka. Melodia jej głosu wskazywała, że wychowała się daleko na południu tego miasta.

„Zrobiłaś to, o co prosiłem?” - zapytał.

„Tak, proszę pana. Biały lampion co cztery, a czerwony co szesnaście jardów”. „Mogę więc zaczynać”, stwierdził Khada Jhin, otwierając drzwi swojego pokoju. Na jego widok kobieta szeroko otworzyła oczy. Jhin świetnie zdawał sobie sprawę ze swojego wyglądu. Zazwyczaj wywoływało to w pełni świadomą, dręczącą go odrazę do samego siebie, ale dziś nadszedł dzień przedstawienia.

Dzisiaj, wychodząc wraz ze swą laską, Khada Jhin przybrał smukłą i wytworną postać. Choć był przygarbiony, a jego peleryna zdawała się przykrywać jakąś wielką deformację na jego barku, to raźny krok zadawał temu wszystkiemu kłam. Stukał swą laską przed sobą z dużą siłą, maszerując w stronę okna. Czynił to w sposób rytmiczny - trzy uderzenia, następnie czwarte. Jego złoto lśniło, kremowa peleryna powiewała, a biżuteria pobłyskiwała w promieniach słońca.

„Co... co to jest?” - zapytała pokojówka, wskazując na bark Jhina.

Jhin przerwał na chwilę, przyglądając się anielskiej twarzy kobiety. Była okrągła i idealnie symetryczna. Nijaki i łatwy do przewidzenia wzór. Po zdjęciu byłaby fatalną maską.

„To na crescendo, moja droga”, odparł Khada Jhin.

Z okna gospody miał świetny widok na pozostałą część miasta, położoną w znajdującej się niżej dolinie. To przedstawienie musiało być fenomenalne, a wciąż pozostawało tak wiele pracy do wykonania. Radny miał wrócić tego wieczora, a jak na razie wszystkie plany Jhina wydawały się być pozbawione... polotu.

„Przyniosłam trochę kwiatów do pańskiego pokoju”, powiedziała kobieta, przechodząc obok. Mógł wykorzystać kogo innego do ustawienia lampionów. Ale tego nie zrobił. Mógł zmienić ubranie przed otwarciem drzwi. Ale tego nie zrobił. W wyniku tego ujrzała Khadę Jhina w całej okazałości.

Inspiracja, której potrzebował, wydawała się teraz taka oczywista. Z góry przesądzona. Nie było żadnego innego wyboru. Od sztuki nie ma ucieczki.

Będzie zmuszony uczynić twarz tej pokojówki bardziej... atrakcyjną.

III[]

Kandyzowana wieprzowina połyskiwała na górze bulionu o pięciu smakach. Aromat zachwycił ShenSquareShena, odłożył on jednak swą łyżkę. Wychodząca kelnerka uśmiechnęła się i kiwnęła z uznaniem głową. Tłuszcz wciąż jeszcze musiał wtopić się w bulion. Zupa bez wątpienia była już znakomita, ale dopiero za moment miała osiągnąć swój absolutnie najlepszy smak. Cierpliwości.

Shen przyglądał się wnętrzu Zajazdu Na Białych Klifach. Było zwodniczo proste i surowe. Obrabiający drewno byli mistrzami, usuwając korę i pozostawiając liście tylko tam, gdzie było to niezbędne.

Świeca na stole Shena zamigotała... niewłaściwie. Shen odsunął się od stołu, dobywając spod peleryny swych ostrzy.

„Twoi uczniowie są tak dyskretni, jak worax w ciąży”, rzekł Shen.

Do zajazdu wszedł ZedSquareZed - był sam i w przebraniu kupca. Otarłszy się o kelnerkę, usiadł o trzy stoły od Shena. Każda część jego ciała chciała zaatakować wroga. By pomścić ojca. Nie taka była jednak droga zmierzchu. Uspokoił się zdając sobie sprawę, że odległość była zbyt duża... choć tylko o długość jego palca wskazującego.

Shen spojrzał na Zeda, spodziewając się na jego twarzy szerokiego uśmiechu. Zamiast tego jego rywal westchnął. Cerę miał ziemistą, a pod jego oczami wisiały ciemne fałdy.

„Czekałem pięć długich lat”, rzekł Shen.

„Czyżbym źle ocenił odległość?”, pełnym zmęczenia głosem spytał Zed.

„Nawet jeśli moja głowa zostanie odcięta, to wciąż zaatakuję”, powiedział Shen, przesuwając swą stopę do tyłu i zapierając ją o podłogę. Zed znajdował się dziesięć kroków i pół długości palca dalej.

„Ścieżkom twym bliżej ku moim. Ideały twojego ojca były słabością. Ionia nie mogła sobie na nie dłużej pozwolić”, rzekł Zed. Oparł się wygodnie w swym krześle, pozostając odrobinę poza zasięgiem, który pozwoliłby Shenowi wyprowadzić śmiertelny cios. „Zdaję sobie sprawę, że w żaden sposób nie uda mi się sprawić, abyś to zrozumiał. Zaoferuję ci jednak możliwość zemsty”. „Nie działam z chęci zemsty. Zaburzasz równowagę. I za to jesteś przeklęty”, odparł Shen, przesuwając się do krawędzi swego krzesła.

„Złocisty Demon uciekł”, odrzekł Zed.

„Niemożliwe”. Jednak Shen poczuł jak w piersi dopada go pustka.

„Najwspanialszy triumf twego ojca. A teraz to durne miłosierdzie po raz kolejny splamiło jego dziedzictwo”. Zed pokręcił głową. „Dobrze wiesz, do czego zdolne jest to... coś”. Następnie Zed nachylił się nad stołem, tym razem zdecydowanie w zasięgu Shena, celowo eksponując swą szyję. „I doskonale zdajesz sobie sprawę, że tylko nas dwóch jest w stanie zbliżyć się do niego na tyle, aby być w stanie go powstrzymać”, skwitował Zed.

Shen przypomniał sobie moment, kiedy po raz pierwszy ujrzał ciało osoby zabitej przez niesławnego Khadę Jhina. Na samą myśl o tym poczuł, jak krew się w nim gotuje i instynktownie zacisnął zęby. Tylko jego ojciec miał w sobie dość siły, aby wciąż wierzyć, że sprawiedliwość pełna miłosierdzia ma sens. Tego dnia coś w Shenie się zmieniło. Coś w Zedzie pękło. Teraz, gdy wrócił ten potwór.

Shen położył swe miecze na stole. Spojrzał na stojący przed nim talerz doskonałej zupy. Malutkie kropelki tłuszczu z wieprzowiny błyszczały na powierzchni - ale Shen nie był już głodny.

IV[]

Po ZedSquareZedzie ciągle nie było śladu. Rozczarowujące. Bardzo rozczarowujące. Niewątpliwie odszukał swojego dawnego przyjaciela. Istniała możliwość, że Zed obserwował z ukrycia. Jhin musiał być ostrożny.

Z nabrzeża obejrzał się na zagraniczny statek. Zaczynał się przypływ i statek miał lada chwila odpłynąć. Musi wrócić niedługo, jeśli chce w przyszłym miesiącu wystąpić w Zaun. Ryzyko goni ryzyko.

Przystanął i zerknął na swoje odbicie w kałuży. Z wody patrzył na niego podstarzały, zmartwiony kupiec. Lata włożone w praktykowanie aktorstwa, w połączeniu z ćwiczeniem sztuk walki dały mu całkowitą kontrolę nad mięśniami twarzy. Ten wyraz twarzy był zwyczajny, można by rzec - pospolity. Kiedy wspiął się na wzgórze z łatwością wtopił się w tłum.

Zwracał uwagę na białe lampiony ponad nim, odliczając odległość. Jeśli pojawiłby się Zed, byłyby mu potrzebne. W znajdującym się na szczycie wzgórza zajeździe rzucił okiem na donice, w których ukrył pułapki. Naostrzone, stalowe ostrza, o kształcie kwiatów. Jeżeli coś poszłoby nie tak, miały zabezpieczać jego drogę ucieczki.

Wyobraził sobie, jak metal poszatkowałby tłum, a świeżo malowane na morski kolor ściany budynku zostałyby skąpane w czerwieni. Kuszące.

Przeciskał się przez tłum, gdy usłyszał rozmawiającego z ShenSquareShenem członka tutejszej starszyzny.

„Dlaczego demon miałby zaatakować ją i radnych?” - spytał senior.

Shen, ubrany w swój niebieski strój, nie odpowiedział.

Obok Shena stała młoda kobieta o imieniu AkaliSquareAkali, która również należała do zakonu. Podeszła do wejścia do zajazdu.

„Nie”, rzekł Shen, powstrzymując ją.

„Dlaczego uważasz, że nie jestem gotowa?” - spytała poirytowana Akali.

„Bo też nie byłem gotowy w twoim wieku”.

W tej chwili w drzwiach stanął chwiejący się strażnik miejski, blady i jakby nieobecny.

„Jej ciało było..., było...” - wymamrotał. Zrobił parę kroków i runął na ziemię w szoku.

„Zobaczył to. Zobaczył ten kwiat!” - roześmiał się stojący przy przeciwległej ścianie gospodarz. I natychmiast wybuchnął płaczem, na jego twarzy malował się obłęd.

Nie byli to ludzie, którzy byliby w stanie wymazać z pamięci dzieła Khady Jhina. Shen przyglądał się twarzom gapiów.

Bystry chłopak, pomyślał Jhin i wtopił się tłum.

Wracając na statek zerkał w kierunku dachów budynków w poszukiwaniu Zeda.

To, co miało nastąpić, było nieuniknione. Razem czy osobno, Zed i Shen podążą za pozostawionymi przez niego wskazówkami, które zaprowadzą ich z powrotem na Święto Kwiatów. I zarazem na Jyom Pass. A kiedy znajdą się w rozpaczliwym położeniu, nie pozostanie im nic innego niż ponowne zjednoczenie sił.

Znów będzie tak jak za dawnych lat, kiedy byli jeszcze dziećmi. Tuląc się do siebie, przepełnieni będą trwogą, mieszającą się z podziwem.

Dopiero wtedy wielki Khada Jhin się ujawni...

I da początek swemu właściwemu arcydziełu.

Przypisy

Advertisement