League of Legends Wiki
Advertisement
League of Legends Wiki

Historia[]

Nie bój się wiatru zmian — zawsze będzie po twojej stronie.

Krótka[]

Janna, uzbrojona w potęgę wichur Runeterra.grupaRuneterry, jest tajemniczym duchem wiatru, który ochrania poszkodowanych z Zaun.grupaZaun. Niektórzy ludzie uważają, że została zrodzona z błagań żeglarzy z Runeterry, którzy modlili się o przyjazne wiatry, gdy pływali po zdradliwych wodach i mierzyli się z potężnymi wichurami. Jej przychylność oraz ochrona zawitały w końcu do Zaun, gdzie stała się źródłem nadziei dla potrzebujących. Nikt nie wie, gdzie lub kiedy się pojawi, ale na ogół przybywa na pomoc.

Długa[]

Wielu Runeterra.gruparuneterrańskich żeglarzy jest bardzo przesądnych, co nie powinno dziwić, ponieważ często od kaprysów pogody zależy ich życie. Niektórzy kapitanowie nalegają na rozsypywanie soli na pokładzie, aby morze nie wiedziało, że pochodzą z lądu. Inni wyrzucają pierwszą złowioną rybę z powrotem do wody jako oznakę litości. Nie jest więc dziwne, że większość z nich błaga sam wiatr o delikatną bryzę, spokojną wodę oraz czyste niebo.

Wielu uważa, że Janna narodziła się dzięki tym modlitwom.

Jej początki były skromne. Żeglarze czasami zauważali jasnoniebieskiego ptaka tuż przed tym, jak pomyślny wiatr z tyłu poczynał dąć w żagle. Inni przysięgali, że słyszeli gwizdanie tuż przed nadejściem burzy, jakby chciało ono przed nią ostrzec. Gdy pogłoski o tych łaskawych omenach zaczęły się rozprzestrzeniać, ludzie coraz częściej zauważali ptaka. Niektórzy przysięgają, że widzieli, jak ptak zmienia się w kobietę. Powiadali, że ta tajemnicza kobieta ze spiczastymi uszami i falującymi włosami unosiła się nad wodą i kierowała ruchami wiatru za pomocą kostura.

Żeglarze tworzyli rozpadające się ołtarze z ptasich kości i lśniących skorup ostryg, które mocowali na dziobach statków. Bogatsi właściciele statków budowali ołtarze jako figury na masztach w nadziei, że bardziej ostentacyjna demonstracja wiary zostanie nagrodzona jeszcze lepszymi wiatrami.

W końcu runeterrańscy żeglarze wspólnie nadali imię duchowi wiatru — "Janna", starożytne Shurima.grupashurimańskie słowo znaczące "opiekun". W miarę jak coraz więcej żeglarzy zaczynało wierzyć w Jannę i składać coraz to obfitsze dary, by zyskać jej przychylność, jej moc rosła jeszcze bardziej. Pomagała badaczom przemierzać nieznane wody, zawracała statki ze zdradzieckich raf i — podczas wyjątkowo pochmurnych nocy — owijała stęsknionych za domem żeglarzy ciepłą bryzą. Jeżeli ktoś wyruszał w morze ze złymi zamiarami — piraci, rabusie i im podobni — Janna czasami spychała ich z kursu za pomocą nagłych nawałnic i burz.

Czerpała też wielką radość ze swojej pracy. Niezależnie od tego, czy pomagała ludziom, czy karała tych, którzy na to zasługiwali, była szczęśliwa, strzegąc runeterrańskich oceanów. Od kiedy Janna pamięta, pojedynczy przesmyk oddzielał zachodnie oceany Valoranu od wschodnich. Aby przedostać się z zachodu na wschód lub ze wschodu na zachód, statki musiały zmierzyć się z długim i niezwykle niebezpiecznym pasem wody w okolicy krańca południowego kontynentu. W związku z tym wielu żeglarzy składało ofiary Jannie, aby silne wiatry ułatwiły im podróż w okolicy skalistego wybrzeża.

Rządzących miastem usytuowanym na brzegu przesmyku męczył widok statków wyruszających w długą podróż wokół południowego kontynentu, która często trwała wiele miesięcy. Zatrudnili najsłynniejszych naukowców, aby wykorzystali pokaźne zasoby chemiczne odkryte niedawno w okolicy w celu utworzenia olbrzymiej drogi wodnej, która zjednoczyłaby morza Valoranu.

Pogłoski o kanale szybko rozeszły się wśród żeglarzy. Taka droga otworzyłaby niezliczone okazje do handlu, umożliwiła łatwiejsze pokonywanie niebezpiecznych wód, skróciła czas przebywania na morzu oraz umożliwiła transport łatwo psujących się dóbr. Zbliżyłaby wschód z zachodem, zachód ze wschodem, a przede wszystkim — przyniosłaby zmianę.

Dzięki temu kanałowi żeglarze nie potrzebowaliby wiatrów Janny, aby chroniły statki przed klifami Valoranu. Nie musieliby budować kunsztownych ołtarzy ani wyglądać drozdów na burzowym horyzoncie. Bezpieczeństwo i szybkość ich statków nie zależały już od nieprzewidywalnego bóstwa, ale od pomysłowości człowieka. Wraz z postępem prac na przestrzeni dekad, Janna została zapomniana. Jej ołtarze uległy zniszczeniu, rozebrane na kawałki przez mewy, a jej imię rzadko wspominano, nawet gdy zimą wody stawały się wzburzone i niebezpieczne.

Janna stała się słabsza i czuła, że jej moc zanika. Gdy chciała przywołać szkwał, wyczarowywała tylko lekki wietrzyk. Jeśli przybrała postać ptaka, mogła lecieć tylko przez kilka minut, zanim musiała odpocząć. Kilka lat temu znaczyła tak wiele dla wszystkich przemierzających morza — czy tak łatwo było zapomnieć o kimś, kto chciał zapewnić im bezpieczeństwo i odpowiedzieć na ich modlitwy? Jannę smuciło to, że powoli traciła na znaczeniu. Kiedy kanał został ukończony, jedyne, co po niej pozostało, to słaba bryza.

Otwarcie kanału było radosnym świętem. Tysiące chemtechowych urządzeń umieszczono wzdłuż przesmyku. Rządzący miastem zebrali się na uroczyste odpalenie ładunków, które podróżni z całego świata oglądali z uśmiechami na twarzach i dumą w sercach.

Urządzenia zostały aktywowane. Chemiczne opary roztapiające skały zaczęły się wydobywać. Wybuchy rozbrzmiały w całym przesmyku.

Zbocza klifów poczęły pękać. Ziemia zaczęła się trząść. Zebrani usłyszeli ryk wody oraz syk gazu.

W tym momencie rozległy się krzyki.

W ciągu nadchodzących lat nikt nie poznał dokładnej przyczyny katastrofy. Niektórzy twierdzili, że to niestabilność bomb chemicznych; inni, że to błędy w obliczeniach inżynierów. Niezależnie od przyczyny, wybuchy spowodowały reakcję łańcuchową, która wstrząsnęła całym przesmykiem. Całe dzielnice zapadały się do oceanu, a prawie połowa mieszkańców miasta musiała walczyć o życie z rwącymi prądami wschodnich i zachodnich mórz.

Gdy tysiące ludzi zniknęło pod falami, zaczęli błagać o pomoc, modląc się, aby ktoś ich ocalił. Wzywali imię, które do niedawna zawsze wypowiadali podczas niebezpieczeństwa na morzu: Janna.

Dotknięta nagłą falą zdesperowanych błagań o pomoc bogini odczuła, że przepełnia ją moc tak wielka jak nigdy przedtem.

Wielu z tych, którzy wpadli do wody, już utonęło, ale gdy chmury toksycznego chemgazu zaczęły wydobywać się z pęknięć w ulicach, zatruwając i dusząc setki wdychających je ludzi, Janna wiedziała, jak pomóc.

Zniknęła w w chmurze gazu, który przytłaczał bezsilne ofiary narodzin wielkiego kanału. Uniosła kostur wysoko i zamknęła oczy, gdy otaczał ją wiatr — wichura tak potężna, że ci, którzy ją wezwali, obawiali się, że zostaną pochłonięci lub rozszarpani na strzępy. Jej kostur lśnił coraz jaśniejszym błękitem, a ona uderzyła nim o ziemię, rozpraszając gaz jednym, potężnym uderzeniem wiatru. Ci, którzy wezwali Jannę, wzięli głęboki oddech i spojrzeli na kobietę, która ich uratowała, przysięgając, że nigdy o niej nie zapomną.

Po tym wszystkim podmuch wiatru przeleciał po ulicach i Janna zniknęła... chociaż niektórzy twierdzą, że widzieli, jak jasnoniebieski ptak zakładał gniazdo na wysokiej wieży z żelaza i szkła, która górowała nad miastem.

Wiele lat po tym, jak naprawiono miasto zwane Zaun.grupaZaun, a nad nim zbudowano lśniące miasto Piltover.grupaPiltover, imię Janny wspomina się w niezliczonych historiach, które opowiadają o wędrownym duchu wiatru, przybywającym w czasach wielkiej potrzeby. Niektórzy powiadają, że gdy Szarość Zaun staje się zbyt gęsta, Janna ją rozprasza, a następnie znika równie szybko, jak się pojawiła. Gdy oprych na usługach chemicznego barona przesadza lub gdy nikt nie reaguje na krzyki ofiar, potężny podmuch wiatru może przelecieć ulicą i przybyć na pomoc tym, którym nikt nie chce pomóc.

Niektórzy powiadają, że Janna jest mitem; optymistyczną bajką, którą najbardziej zdesperowani w Zaun opowiadają, aby poprawić sobie humor w czarnej godzinie. Inni — ci, którzy myślą o Jannie, gdy wiatr przelatuje wąskimi ulicami miasta lub gdy przebywają w pobliżu ręcznie zrobionych ołtarzy (teraz stworzonych ze złomu i zębatek, zamiast ptasich kości) — wiedzą lepiej. Gdy podmuch trzaśnie okiennicami i zwieje wywieszone pranie, Janna z pewnością jest w pobliżu. W każdy Dzień Postępu, niezależnie od pogody, wierzący w Jannę otwierają wszystkie okna i drzwi, aby wygnała ona zastałe powietrze zeszłego roku i wpuściła świeże. Nawet sceptycy czuli poprawę nastroju, gdy zauważali niebieskiego ptaka przelatującego ulicami Zaun. Mimo że nikt nie wie kiedy, jak, ani czy w ogóle Janna się pojawi, prawie wszyscy zgadzają się co do jednego: dobrze mieć kogoś, kto ma cię na oku.

Głęboki Oddech[]

Uważają, że Zaun.grupaZaun to miejsce, w którym żyją nieudacznicy.

Oczywiście nie przyznają tego — uśmiechają się radośnie i poklepują po plecach, mówiąc, że Piltover.grupaPiltover nie mogłoby istnieć bez Zaun. Bez naszych ciężko pracujących robotników! Bez naszego prężnego handlu! Bez naszego chemtechu, którego niby nikt z Piltover nie kupuje, choć w rzeczywistości ciągle to robią! Powiadają, że Zaun jest ważną częścią kultury Piltover. To wszystko kłamstwa. Rzecz jasna.

Uważają, że Zaun to miejsce, dokąd chodzą idioci. Ludzie zbyt głupi, aby dotrzeć do złotych wież Piltover.

Ludzie tacy jak ja.

Spędziłem miesiące na sprzedawaniu shimmeru, aby było mnie stać na zgłoszenie się na praktykanta do klanu Holloran. Przestudiowałem każdą starą, zatęchłą książkę na temat maszynerii z kołami zębatymi. Zbudowałem prototypową mechaniczną bransoletę dla ludzi ze złamanymi lub artretycznymi nadgarstkami, która zapewniła im większy zakres ruchów. Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, aby zostać praktykantem w Piltover. Udało mi się nawet dotrzeć do ostatniego etapu procesu weryfikacji: spotkania twarzą w twarz z samym Boswellem Holloranem.

Powiedzieli, że to tylko formalność. Sposób na przywitanie mnie w rodzie.

Wszedł do pokoju, spojrzał na moje utytłane Szarością ubranie i roześmiał się stłumionym, ponurym śmiechem. — Przykro mi, mój chłopcze, nie przyjmujemy tu takich jak ty — powiedział. Nawet nie usiadł.

Więc znów jestem tutaj. W Zaun. Kolejny idiota.

Szarość przetacza się po ulicach, witając mnie z powrotem. Na ogół jest jej na tyle mało, że można oddychać swobodnie bez krztuszenia się. Jednak dziś mamy do czynienia z czymś, co nazywamy Zaszarzeniem. Krztusisz się przy każdym oddechu. Czujesz ucisk w klatce piersiowej. Nie widzisz dalej niż na wyciągnięcie ręki. Chcę uciekać, ale nie mam dokąd. Szarość zdaje się zaciskać na mnie, miażdżąc i dusząc.

W takich sytuacjach modlę się do JannaSquareJanny.

Nie wszyscy w Zaun wierzą w jej istnienie, ale moja matka zawsze w nią wierzyła. Mówiła, że niebieski ptak pojawił się za naszym oknem w dniu moich narodzin i wiedziała, że to Janna, mówiąca, że będzie ze mną dobrze.

Oczywiście się myliła. Nie było ze mną dobrze. Kilka lat temu moja matka zmarła podczas zbierania złomu i musiałem przeżyć dzięki kilku zębatkom, które mi zostawiła. A potem było standardowo: nie znalazłem przyjaciół. Często mnie bili. Mój obiekt westchnień nie odwzajemnił moich uczuć. Próbowałem się uczyć i w ten sposób dostać się do Piltover. Nie udało się. Uznałem, że Janna o mnie zapomniała.

Ale wciąż trzymam wisiorek, który dostałem od matki: drewniany ryt niebieskiego ptaka, którego widziała. Na wypadek chwil takich jak ta.

Siadam więc na mokrej ziemi, ponieważ nie chce mi się szukać ławki, wyjmuję wisiorek, który zawsze trzymam pod koszulą, i zaczynam mówić do Janny.

Oczywiście nie na głos — nie chcę, żeby ludzie myśleli, że jestem pomyleńcem — ale mówię do niej.

Nie proszę jej o nic. Po prostu opowiadam jej o swoim dniu, tym i poprzednim, i o tym, jak bardzo się boję, że nigdy nie zostanę nikim wartościowym, i że umrę w slumsach nie osiągnąwszy niczego, jak moja matka; i że czasami chcę uciec gdzieś, gdzie mógłbym swobodnie oddychać i tak się nie bać, i płakać przez cały czas, i jak bardzo się nienawidzę za chęć płakania, ponieważ i tak mam lepiej niż niektórzy ludzie; i że czasami myślę o rzuceniu się do chemicznych basenów w slumsach, aby ponownie spotkać się z matką i zatonąć na dno, aby moje płuca wypełniły się płynem, ponieważ wtedy przynajmniej miałbym spokój. Mówię Jannie, że mam nadzieję, że czuje się dobrze. Mam nadzieję, że jest szczęśliwa, niezależnie od tego, gdzie się znajduje.

Wtedy właśnie czuję lekką bryzę na policzku. To bardzo lekki powiew, ale da się go odczuć. Wkrótce odczuwam, jak rozwiewa mi włosy. Wiatr świszczy głośno i po chwili mój płaszcz zaczyna łopotać na wietrze, a mi się wydaje, że znajduję się w sercu burzy.

Szarość wiruje wokół mnie, rozpychana przez wiatr, który zdaje się wiać zewsząd. Mgła powoli się rozwiewa i widzę innych przechodniów na antresoli, obserwujących to zjawisko. Wiatr się zatrzymuje.

Szarość znika.

Mogę oddychać.

Nie są to małe, ostrożne oddechy, lecz głębokie wdechy, wypełniające moje płuca zimnym, świeżym powietrzem. Bez całunu Szarości słońce świeci poza wieże Piltover, aż do Zaun.

Powyżej widzę mieszkańców Piltover spoglądających na nas. Bez Szarości przysłaniającej im widok mogą nas zobaczyć ze swoich wysokich mostów i balkonów. Chyba im się to nie podoba. Nikt nie chce pamiętać, że mieszka nad slumsami. Widzę kilka grymasów.

I wtedy ponownie dostrzegam go: Boswella Hollorana. Trzyma w ręku ciastko i spogląda na mnie z góry. Na twarzy ma wyraz obrzydzenia, zupełnie jak wcześniej. Jestem tak pogrążony w patrzeniu na jego pełną pogardy twarz, że nie zauważam osoby stojącej za mną, dopóki nie kładzie ręki na moim ramieniu.

— Wszystko w porządku — mówi, a ja wiem, kto to jest, bez obracania się.

Ściska moje ramię, a następnie krzyżuje ręce na mojej piersi, zamykając mnie w uścisku.

— Wszystko będzie dobrze — mówi.

Jej włosy opadają mi na ramiona. Pachnie jak powietrze po długiej ulewie.

— Teraz nie jest dobrze. Przez jakiś czas możesz cierpieć. Jednak nie przejmuj się tym. A któregoś dnia, nie wiedząc kiedy, dlaczego ani jak to się stało, poczujesz się szczęśliwy — mówi. Moja twarz jest ciepła i mokra, a ja nie wiem, kiedy zacząłem płakać, ale przynosi mi to ulgę, zupełnie jak podczas przejaśnienia. Trzymam jej ramiona, a ona trzyma mnie i w kółko powtarza, że wszystko jest dobrze, że jest przy mnie i że na pewno będzie lepiej.

Nie wiem, przez ile dokładnie mnie trzymała, ale wkrótce zauważam, że wszyscy na antresoli Zaun i balkonach Piltover się przyglądają.

Zanim jestem w stanie wydusić coś z siebie, szepcze do mnie: — Nie myśl o nich. Po prostu zajmij się sobą. Możesz to dla mnie zrobić?

Próbuję odpowiedzieć, ale zamiast tego tylko kiwam głową.

— Dziękuję — mówi, całując mój mokry policzek, a potem jeszcze raz mnie ściska. Unosi się i szybuje ponad mą głową. Po raz pierwszy widzę ją w całej okazałości — wysoka, nieziemska postać, którą normalnie uznałbym za wytwór mojej wyobraźni, ale przecież dopiero co mnie dotknęła. Zauważam jej długie, spiczaste uszy. Stopy, które nie dotykają ziemi. Włosy falujące na wietrze, pomimo tego, że w tej chwili żadnego nie czuć. Oczy tak błękitne, że odczuwam chłód, patrząc na nią.

Zaraz się uśmiecha, puszcza do mnie oko i mówi: — Teraz patrz uważnie.

Nadciąga podmuch wiatru tak potężny, że muszę zasłonić oczy. Gdy je otwieram, jej już nie ma, ale wiatr nadal wieje. Uderza w stronę Piltover i jego gapiących się mieszkańców.

Świszczy, gdy nabiera prędkości i siły. Mieszkańcy Piltover próbują się ukryć, ale jest już za późno — rozwiewa ich ubrania i targa włosy. Boswell Holloran krzyczy z przerażenia, gdy wiatr wyrzuca go z balkonu.

Wydaje się, że leci ku pewnej śmierci, ale kolejny podmuch wiatru uderza w jego stronę i jego upadek zostaje spowolniony, jakby wiatr niósł go w dół. Jednak on zdaje się tego nie wiedzieć. Mimo że leci w dół z prędkością spadającego liścia, przez całą drogę wrzeszczy wniebogłosy. Bardzo piskliwie. Bez godności.

Jego ubrania podlatują do góry, uderzając go w twarz, gdy leci w dół, aż nie zatrzymuje się kilka centymetrów nad kałużą.

— Ja... — zaczyna mówić, a gdy wiatr zupełnie znika, wpada tyłkiem prosto w kałużę, przy okazji niszcząc coś, co wygląda na bardzo kosztowny strój. Wydobywa z siebie serię dźwięków będących połączeniem zaskoczenia, bólu i irytacji, chlapiąc naokoło jak rozgniewane dziecko. Próbuje wstać, ale ślizgając się, ponownie upada. Jeżeli mam być zupełnie szczery, wygląda jak idiota. A ja nie mogę przestać się śmiać.

Przypisy

Advertisement