League of Legends Wiki
Advertisement
League of Legends Wiki

Historia

Aktualna

To królestwo i ludzie dali mi wszystko, co mam. Jakim byłbym człowiekiem, gdybym nie oddał im przynajmniej tyle samo w zamian?

Garen to Demacia.grupademaciański wojownik, który poświęcił życie obronie królestwa i jego ideałów. Odziany w zbroję odporną na magię i z pałaszem w dłoni kładzie swoje życie na szali za swą nację i towarzyszy broni.

Garen i jego młodsza siostra LuxSquareLux — urodzeni wśród Obrońców Korony (tytuł honorowy nadawany rodzinie pełniącej rolę obrońców króla) — pochodzą z długiej i szlachetnej demaciańskiej linii. Pieter, ojciec Garena, poświęcił życie ochronie króla Jarvana III. Garen przygotowywał się na objęcie dziedzicznego zadania, trenując jako obrońca następcy tronu, przyszłego Jarvan IVSquareJarvana IV. Świadoma powagi roli, jaką przyjdzie mu pełnić w przyszłości, rodzina Garena zaszczepiła w nim niewzruszoną lojalność do Demacii i wszystkiego, co sobą reprezentuje.

Demacia została założona przez wyczerpanych niedobitków Wojen Runicznych, świadków niewyobrażalnego zniszczenia wywołanego przez niewłaściwe użycie magii, ze wszystkich sił pragnących spokojnego życia. Wielu do dziś nie ośmiela się wspominać o tych najmroczniejszych czasach. Wuj Garena jednak mówił o nich często. Był jednym z najlepszych zwiadowców Demacii. Uważny i skuteczny w dążeniu do utrzymania Demacii bezpiecznej, z dala od zagrożeń związanych z magią, wielokrotnie przemierzał dzikie tereny leżące poza granicami miasta. Mawiał Garenowi, że zewnętrzny świat pełen jest niezliczonych cudów, lecz także i nieskończonych niebezpieczeństw. Któregoś dnia, czy to będą magowie, stworzenia z Pustki czy też nieznane dotąd istoty, coś zaatakuje ich mury, gdyż czasy pokoju nigdy nie trwają zbyt długo w tym świecie. Dlatego należy ich strzec, by przetrwały jak najdłużej.

Siedem miesięcy później wuj zginął w tragicznym wypadku. Garenowi powiedziano, że wuj stracił życie w walce. Wkrótce jednak dotarły do niego krążące po rodzimej posiadłości wieści, jakoby to śmiertelne zaklęcie maga było przyczyną tego zgonu. To potwierdziło najgorsze wyobrażenia Garena na temat okropieństwa magii. Ze złością przyrzekł sobie, że nigdy nie pozwoli na przeniknięcie tego plugastwa do Demacii. Lecz tylko podążając za ideałami Demacii, tylko wierząc w jej siłę, można było przeciwstawić się wpływowi magii i wywoływanemu przez nią zepsuciu.

Wszyscy mieszkańcy zebrali się wokół Garena po śmierci jego wuja. Nawet nieznajomi na ulicy, nawet najubożsi, składali mu swoje kondolencje i wyrazy szacunku, przekazywali dary i obiecywali wsparcie. Otoczony przez współczucie Garen ujrzał Demacię jako królestwo pełne jedności i braterstwa, w którym ludzie troszczą się o siebie nawzajem i leczą cudze rany, jakby to były ich własne. Zobaczył idealne państwo, w którym nikt nigdy nie jest naprawdę sam. Zagrożenie, jakie niosła ze sobą magia, nie dawało spokoju Garenowi, który niejednokrotnie wśród cieni dostrzegał potwory. Zmagał się także z nękającym go podejrzeniem, że jego siostra Lux posiada magiczne moce. Nigdy jednak nie pozwolił, by ta myśl zbyt długo gnieździła się w jego umyśle. Sama myśl o Obrończyni Korony władającej tymi samymi zakazanymi mocami, które zabiły jego wuja, była dla niego nie do zniesienia.

W wieku dwunastu lat Garen opuścił dom, by wstąpić w szeregi Nieustraszonej Gwardii. Całe dnie i noce spędzał na treningach i szkoleniu związanymi z zagadnieniami wojennymi. Nie starczyło już mu czasu na zawiązywanie przyjaźni czy romansów. Każdą chwilę poświęcał na doskonalenie umiejętności władania mieczem, nawet wówczas gdy ukończył szkolenie w tym zakresie. Przez większość nocy jego zwierzchnicy musieli odbierać mu ćwiczebny miecz, by nie wymykał się i nie trenował w towarzystwie jedynie swego cienia.

Podczas szkolenia w Nieustraszonej Gwardii Garen poznał Jarvana IV — chłopca, którego przeznaczeniem było zostać następnym królem. To jego miał w przyszłości strzec. Obecność Jarvana sprawiła, że Garen z jeszcze większym oddaniem poświęcił się treningom — ujrzał bowiem w przyszłym władcy zalążek wielkości, która miała się rozwinąć z biegiem lat. Chłopcy szybko się zaprzyjaźnili i nie przepuszczali żadnej okazji do wspólnych treningów. Gdy jego szkolenie dobiegło końca, Garen podarował Jarvanowi medalion z wytłoczoną pieczęcią demaciańskiego orła jako znak, że zawsze będzie czuwał nad swym nowym bratem.

Podczas Noxus.grupanoxiańskiego ataku na Demacię Garen zyskał reputację wyjątkowego, nieustraszonego wojownika, jednego z największych w całym królestwie i zawsze gotowego zaryzykować życiem lub zdrowiem, by ochronić towarzyszy broni i pokonać przeciwnika. Przyjął na siebie bełt wystrzelony z kuszy, by uratować jednego ze swych ludzi podczas poszukiwań bezdennej czary z Freljord.grupaFreljordu. Zapuścił się bez zbroi do Milczącego Lasu, by wciągnąć w zasadzkę cuchnące sługi Bezecnego Króla.

Największa porażka odważnego, wspaniałego Garena miała miejsce w trakcie noxiańskiej inwazji, gdy nie udało mu się obronić swojego księcia. Pomimo rad swojego doradcy Jarvan IV i jego oddział udali się w pogoń za wycofującą się grupą Noxian. Młody Jarvan chciał za wszelką cenę pomścić śmierć setek zmasakrowanych chłopów, niepomny na rozsądne argumenty. Noxiański odwrót okazał się jednak pułapką. Książę wraz ze swoimi oddziałami został schwytany przez siły nieprzyjaciela.

Garen był na siebie wściekły, że nie był przy Jarvanie wtedy, gdy ten najbardziej go potrzebował. Znał skłonność Jarvana do pochopnych decyzji w ogniu walki i obwiniał się za to, że nie przewidział działania księcia. Na czele oddziału rycerzy wyruszył na poszukiwania pojmanego księcia.

Garen i jego ludzie znaleźli noxiański obóz, a w nim zbroję Jarvana leżącą w pobliżu zakrwawionego miejsca kaźni. W kałuży lepkiej krwi pobłyskiwał medalion z demaciańskim orłem. Garen nie zaprzestał poszukiwań i przez długi czas przeczesywał dzikie ostępy, by odnaleźć księcia, ale w głębi serca wiedział, że Jarvan nie żyje.

Przez wiele dni wojownik był niepocieszony. Wciąż obwiniał się za śmierć arystokraty, choć jego rodzina i towarzysze broni starali się go przekonać, że to nie on jest za nią odpowiedzialny. Przypomniał sobie, jak całe królestwo zebrało się, by go wspierać po śmierci ukochanego wuja i zapragnął zrobić to samo dla swych poległych braci. Zamieszkał w barakach razem z ćwiczącymi żołnierzami, a wszystkie zarobki przekazywał rodzinom tych, którzy zginęli.

Król Jarvan III był pod wrażeniem tego, jak pełne skromności i szczerości działania Garena odzwierciedlają ideały Demacii. Choć głęboko ubolewał nad śmiercią swojego syna, podziwiał odwagę Garena, wojownika, który traktował każdego Demacianina jak członka własnej rodziny. Wezwał go więc do siebie i złożył mu wyrazy uznania, by przypomnieć wszystkim mieszkańcom Demacii, że nigdy nie będą sami.

Choć siostra Garena, Lux, poszła w ślady starszego brata i udała się na służbę koronie do stolicy królestwa, dystans pomiędzy nimi nie zmalał. Garena wciąż trapiło to, co podejrzewał na jej temat jeszcze przed szkoleniem w Nieustraszonej Gwardii. Chociaż zawsze darzył swoją siostrę miłością, jakaś część jego serca nie pozwalała mu się do niej zbliżyć. Starał się nie myśleć o tym, do czego zostałby zmuszony przez swoje obowiązki w przypadku, gdyby jego podejrzenia się potwierdziły.

Dzisiaj Garen stoi w gotowości, by bronić Demacii własną piersią. Podczas rzadkich przypadków, gdy jakiś nikczemny mag lub noxiański szpieg zostaje wykryty wewnątrz granic Demacii, Garen jest pierwszym, który chwyta za miecz. Nieugięcie stoi na straży demaciańskich murów, broniąc swojego domu przed wszelkimi zagrożeniami. Garen jest nie tylko najpotężniejszym i siejącym największy postrach wojownikiem Demacii, lecz także uosobieniem jej fundamentalnych wartości — siły, odwagi i jedności.

Wiedźma i Żołnierz

Stara kobieta naprężyła linę, która opinała szyję Demacia.grupademaciańskiego wojownika. Próbował coś powiedzieć, a na to nie pozwalały zasady, jakie mu przedstawiła. Jeszcze jedno wykroczenie i będzie miała prawo uciąć mu głowę i użyć jego hełmu jako nocnika. Do tego czasu jednak mogła tylko zacieśniać więzy i obserwować, jak kosmyki wspomnień przelatują z jego głowy do jej.

Oczywiście, mogłaby po prostu obciąć mu głowę, lecz to nie byłoby właściwe. Wiele można by powiedzieć o tej szaroskórej prorokini, lecz nikt nie mógł jej zarzucić, że nie żyła wedle zasad. Całego szeregu zasad. Jak wyglądałby świat, gdyby nie zasady? Marnie, otóż to. To proste.

Dopóki żołnierz nie łamał zasad, ona będzie tu siedzieć, wysączając z niego wszystko, co posiada — jego radość, jego wspomnienia, jego tożsamość — dopóki z nim nie skończy. A wtedy: siup. Nocnik.

Gdzieś w pobliżu wejścia do jej jaskini rozbrzmiał krzyk bólu. To bez wątpienia jeden z jej strażników.

Kolejny krzyk.

I następny.

Dzisiejszy wieczór zapowiada się niezwykle interesująco.

Zgadła, że to nieustępliwy osobnik. Wskazywało na to uporczywe tupanie ciężkich butów o mokrą podłogę jaskini, zwiastujące jego przybycie. Gdy echo ciężkich kroków w końcu ustało, z drugiej strony jaskini patrzył na nią przystojny, barczysty młodzieniec o ponurej determinacji wypisanej na twarzy, oświetlony przez nikłe światło pochodni. Z jego pancerza spływały strużki krwi. Mimo że dzieliła ich znacząca odległość, wyraźnie wyczuwała otaczający go kwaśny zapach, który w dziwny sposób działał na płynącą w jej żyłach magiczną moc. Nie podobało jej się to. Szykuje się ciekawa noc.

Rycerz z mieczem w dłoni zszedł po kamiennych schodach ku staruszce siedzącej na skalnym tronie.

Kobieta uśmiechnęła się, czekając, aż uniesie miecz i skieruje go na wysokość jej głowy. Gdyby to zrobił, czekałaby go niespodzianka.

Jednak tak się nie stało, mężczyzna schował miecz i usiadł na ziemi.

W milczeniu patrzył staruszce w oczy, cierpliwie podtrzymując jej spojrzenie. Nie oderwał wzroku, by choćby nawet na chwilę zerknąć w kierunku stojącego obok niej spętanego żołnierza. Czyżby zamierzał ją zgładzić? A może stara się ją wyczekać, sprawić, by odezwała się jako pierwsza.

Na to wygląda.

Zmęczyła się.

— Wiesz, kim jestem? — zapytała.

— Karmisz się wspomnieniami zgubionych i porzuconych. Dzieci powiadają, że jesteś równie stara jak jaskinia, którą zamieszkujesz. Jesteś Panią Kamieni — odpowiedział pewnie.

— Ha! Oboje wiemy, że nie tak mnie nazywają. Skalna Wiedźma. Oto kim dla nich jestem. Bałeś się, że cię zaatakuję, jak to powiesz? Czy próbujesz się podlizać?

— Nie — odpowiedział — po prostu uznałem, że to dość niegrzeczne określenie. Nie wypada obrażać kogoś w jego własnym domu.

Starucha zachichotała, zanim dotarło do niej, że te słowa to nie żart.

— A ciebie jak zwą? — zapytała.

— Garen, Obrońca Korony z Demacii.

— A zatem, Garenie, Obrońco Korony z Demacii, pozwól, że wyjaśnimy sobie parę spraw. Przyszedłeś po swego zaginionego żołnierza. Zgadza się?

Mężczyzna przytaknął.

— Masz zamiar mnie zabić? — zapytała.

— Nie będę kłamał. Sądzę, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że któreś z nas straci życie. Kobieta się zaśmiała.

— Aż tak ci spieszno, by mnie wykończyć? Z tym pancerzem nawet może ci się to udać. — Szarpnęła za linę, zacieśniając pętlę na szyi żołnierza. — Jeśli spróbujesz mnie zaatakować, zanim dobijemy targu, pociągnę za to tak szybko, że odgłos łamania jego karku będzie towarzyszył ci do końca życia.

Aby nie pozostać gołosłowną, jeszcze raz szarpnęła linę.

Garen wciąż nie spuszczał z niej oka.

— Teraz pomówmy o zasadach. Jeśli ofiarujesz mi wspomnienie, które uznam za bardziej smakowite niż wszystkie wspomnienia z głowy tego oto młodzieńca — powiedziała, przekrzywiając hełm więźnia — wezmę je i oddam ci go. — Obrzuciła Garena badawczym spojrzeniem w nadziei odnalezienia w nim choćby cienia wątpliwości. — Jeśli zawiedziesz... cóż... — westchnęła zaciskając linę. — Gdyby którekolwiek z nas spróbowało odstąpić od naszej umowy, drugie może szukać zadośćuczynienia w dowolnie wybranej przez siebie formie, i to bez najmniejszego wahania. Zgadzasz się?

— Tak — odparł.

— W takim razie przedstaw mi swoją propozycję. Ile znaczy dla ciebie życie tego żołnierza? Wybacz mi impertynencję, ale nie pamiętam niestety, jak mu na imię — powiedziała.

— Ja też nie. Dołączył do mojego oddziału niedawno — powiedział Garen.

Zmarszczyła brwi. Młodzian najwyraźniej nie wiedział, w co się pakuje.

— Proponuję ci wspomnienie z dzieciństwa — powiedział. — Razem z siostrą bawimy się, ujeżdżając naszego wuja, który szczeka jak Noxus.grupanoxiańskie smocze ogary. A potem śmiejemy się przez długie godziny. To dobre wspomnienie. Nie splamione tym, co może z nim zrobić ktoś taki jak ty. Starucha podrapała się po szklistym oku.

— Tak nisko mnie cenisz? Uważasz, że jedno radosne wspomnienie zdoła zaspokoić mój głód? — Chwyciła głowę żołnierza, którego wspomnienia niczym rój pszczół zaczęły przenikać do jej głowy. — Chcę poczuć wszystko. Ból, zagubienie, złość. Dzięki nim wyglądam młodziej — zaśmiała się, przeciągając wygiętym palcem po pomarszczonym policzku.

— W takim razie proponuję żałobę po śmierci mego wuja.

— To za mało. Nudzisz mnie — powiedziała Pani Kamieni i zacieśniła uścisk na linie.

Garen wstał i dobył miecza. Serce wiedźmy podskoczyło radośnie na myśl o zabiciu niecierpliwego młodego rycerza. Jednak zamiast zaatakować Garen uklęknął przed nią, opierając swój miecz o jej kolana tak, że jego czubek pozostawał delikatnie skierowany ku jej podbrzuszu.

— Przeszukaj mój umysł — powiedział. — Weź którekolwiek ze wspomnień. Jestem młody, ale wiele już widziałem, doświadczyłem życia w przepychu, które może ci się spodobać. Jeśli zaś spróbujesz zabrać więcej niż tylko jedno wspomnienie, nie zawaham się pchnąć cię tym mieczem. Jednak każde pojedyncze wspomnienie, które zechcesz wziąć, jest twoje.

Kobieta nie zdołała powstrzymać rechotu. Arogancja tego chłopaka nie zna granic! Ma czelność myśleć, że jedno z jego wspomnień zdoła przeważyć cały bagaż życiowy stojącego obok wojownika? Jego odwaga — bądź niewiedza — była niepodważalna. Lepiej ją uszanować.

Gryząc wargę, pochyliła się i położyła dłonie na jego głowie. Z zamkniętymi oczami zaczęła przeszukiwać jego umysł.

Zobaczyła triumf w Bitwie pod Białą Skałą. Spróbowała pieczeni z trykona na uczcie weselnej jego porucznika. I poczuła łzę, która spłynęła mu po policzku, gdy na Zuchwałym Polu trzymał w ramionach umierającego towarzysza.

Nagle zobaczyła jego siostrę.

Ogrom miłości, który do niej czuł, przeplatał się... z czymś jeszcze. Ze strachem? Odrazą? Niepokojem?

Zaczęła sięgać jeszcze głębiej w jego umysł, poza świadome wspomnienia. Jej palce szybko przebierały w myślach, odrzucając wszystko, co nie miało związku z uśmiechniętą, złotowłosą dziewczyną. Jego pancerz utrudniał poszukiwania, które zazwyczaj nie trwały aż tak długo. Starucha jednak nie przestawała dopóty, dopóki nie dotarła do...

Dzieciństwa. Brat i siostra bawią się figurkami. Jego wojownicy schwytali jej magów i są gotowi, by ich powyrzynać. Dziewczynka mówi, że to niesprawiedliwe, i aby walka była równa, magowie powinni móc użyć czarów. Chłopiec śmieje się z niej i rozbija glinianych magów za pomocą swych metalowych wojowników. Zdenerwowana dziewczyna krzyczy i nagle z koniuszków jej palców wystrzela smuga jasnego światła. Garen jest oślepiony, zdumiony i przestraszony. Matka zabiera dziewczynkę, lecz ta tuż przed odejściem przyklękuje i mówi bratu, że to co widział, wcale nie jest tym, czym myśli. To nie było naprawdę, to tylko taka gra. Chłopiec potakuje, z rozdziawionymi ze zdziwienia ustami. Taka gra. Jego siostra nie jest magiem. To niemożliwe... Garen zepchnął to wspomnienie najgłębiej, jak się dało.

Rozciągając palce, starucha znajduje więcej podobnych wspomnień, rozrzuconych po całym dzieciństwie mężczyzny, a każde z nich kończy się jasną smugą światła. Wszystkie są zakopane głęboko. Mieszanina miłości, strachu, niezgody, złości, zdrady i buntu.

Rycerz miał rację, to były dobre wspomnienia. O wiele smakowitsze niż to, co miał do zaoferowania jego kolega.

Uśmiechnęła się. Przykładając jej miecz do ciała, rycerz wykazał się sprytem, jednak to za mało. Raz zabrane wspomnienie nie zostawia po sobie śladu, a jego właściciel zapomina, że w ogóle je miał. Mogła więc zabrać mu dowolną liczbę wspomnień.

Wiedźma rozpostarła swe dłonie w poszukiwaniu wszystkiego, co miało związek ze złotowłosą dziewczynką. Wyciągnęła każde wspomnienie z nią związane i wreszcie zdjęła ręce z głowy rycerza.

— Tak — powiedziała, otwierając oczy. — To wystarczy. — Wskazała na wyjście z jaskini.

— Twoja oferta została zaakceptowana. Jedno wspomnienie za jedno życie. Zabieraj chłopaka i się wynoście.

Garen wstał i ruszył w kierunku więźnia. Schylił się, by pomóc mu wstać. I zaczął kierować się ku wyjściu, nie odwracając wzroku od wiedźmy.

Dziwak. Martwił się pewnie, że mogła złamać umowę. Biedaczek nie zdawał sobie sprawy, że już to zrobiła.

Nagle rycerz się zatrzymał.

Porzucił towarzysza i ruszył na nią.

Widząc to, wiedźma zadrżała z podniecenia. Był zbyt duży, ciężki i powolny, by móc jej cokolwiek zrobić. Przepełnione mroczną mocą palce staruchy wyrywały się, by posiąść resztę jego umysłu, ale kobieta nie mogła od niego oderwać oczu. To właśnie w nich widziała całe morze wspomnień, z których mogłaby sobie urządzić ucztę.

Nagle poczuła w sobie coś zimnego. Coś metalicznego. Kwaśny zapach pancerza wydał jej się teraz o wiele silniejszy, aż poczuła drapanie w gardle.

Spojrzała w dół i zobaczyła miecz Garena wbity w jej pierś. Czarno-czerwone plamy krwi zaczęły kapać na jego rękawice. Mężczyzna nie spuszczał wzroku z jej niknących oczu.

Był szybszy, niż się tego spodziewała.

Chciała zapytać dlaczego, ale z jej ust wydobył się jedynie czarny bąbel.

— Oszukałaś mnie — powiedział.

Wiedźma uśmiechnęła się, a czarna ciecz zabulgotała jej między zębami. — Skąd to wiesz?

— Poczułem ulgę. Stałem się jakby lżejszy.

Mrugnął.

— Zrozumiałem, że coś się nie zgadza. Oddaj mi je.

Zastanawiała się przez chwilę. Na skalnej podłodze czarna krew zaczęła mieszać się z błotem. Jej palce zdrętwiały, kiedy zacisnęła je na głowie Garena, przywracając mu wspomnienia. Przygryzł wargi z bólu, a kiedy otworzył oczy już samo jego spojrzenie powiedziało wiedźmie, że odzyskał to, na czym mu zależało. Biedny głupiec.

— Po co to przedstawienie z licytacją? — spytała starucha. — Jesteś o wiele silniejszy, niż myślałam. O wiele silniejszy. Z liną czy bez mógłbyś pokroić mnie na kawałki, nim zdołałabym się ruszyć. Po co w ogóle pozwoliłeś mi zajrzeć do swego umysłu?

— Nie godzi się rozlewać krwi w czyimś domu, nie dawszy wpierw gospodarzowi żadnej szansy. Wiedźma zarechotała.

— Czy to jakaś demaciańska zasada?

— Osobista zasada — odpowiedział Garen i wyciągnął miecz z jej piersi. Krew buchnęła z otwartej rany, a kobieta padła martwa.

Rycerz nie spojrzał więcej w jej stronę. Podniósł swego towarzysza i razem ruszyli w kierunku Demacii.

— Przecież gdybyśmy nie mieli zasad — pomyślał — gdzie byłby teraz świat?

Stara

Najlepszym sposobem na zabicie przeciwnika jest przeszycie na wylot człowieka stojącego obok niego.

Wśród mieszkańców Valoran rozwiązania militarne Demacia.grupaDemacii są albo wychwalane, albo potępianie, lecz niezależnie od tego, wszyscy je szanują. Ich zasada „zero tolerancji” jest praktykowana zarówno przez cywilów, jak i żołnierzy. To znaczy, że podczas walki siły Demacii nie mogą się wycofywać, uciekać, ani poddawać pod żadnym pozorem. Zasady te wpajane są wojskom przez niezrównanych demagogów służących przykładem. Garen, odważny wojownik o przydomku „Potęga Demacii”, jest wzorem, do którego przyrównywani są owi przywódcy. Tysiące wielkich bohaterów zrodziło się i poległo na krwawych polach bitewnych między Demacią a jej największym wrogiem, Noxus.grupaNoxus. To właśnie pod ich barwami Garen po raz pierwszy stanął oko w oko z KatarinaSquareKatariną, Złowieszczym Ostrzem. Żołnierz piechoty, który był świadkiem wydarzenia (i który szczęśliwie uszedł z życiem) opowiedział, że wyglądało to tak, jakby oboje byli zaklęci w walcu śmierci tańczonego do symfonii brzęku ostrzy.

Garenowi, chlubie wojsk Demacii oraz przywódcy Nieustraszonej Gwardii, bitwa po raz pierwszy w życiu zaparła dech w piersiach, choć niektórzy twierdzą, że to wcale nie walka była tego przyczyną. Z czasem plotki te stały się bardziej wiarygodne, gdyż Garen wykorzystywał każdą okazję, by stawić czoła Złowieszczemu Ostrzu. Garen, chluba etyki Demacii, nigdy nie skonfrontował pogłosek, ponieważ wiedział, że inni go nie zrozumieją. Dla prawdziwego wojownika wystarczającym powodem do tego, by co rano stawiać czoła nowemu dniu, jest zwykła pogoń za godnym przeciwnikiem. Świadomość, że takowy istnieje, w dodatku piękny i diametralnie inny, nadaje życiu sens.

Przypisy

Advertisement