Historia[]
„Śmierć z przestworzy!”
Krótka[]
Yordlowy pilot Corki najbardziej kocha dwie rzeczy: latanie i swoje olśniewające wąsy... choć niekoniecznie w tej kolejności. Po opuszczeniu osiedlił się w i zakochał się w niezwykłych maszynach, które tam znalazł. Poświęcił się rozwojowi swoich latających wynalazków, przewodząc obronnym siłom powietrznym złożonym z zaprawionych weteranów, znanych jako Wrzeszczące Węże. Spokojny nawet pod ostrzałem, Corki patroluje niebo wokół swojego przybranego domu i nigdy nie napotyka takiego problemu, którego nie dałoby się rozwiązać za pomocą dobrego ognia zaporowego.
Długa[]
Gdy yordlowi przyjaciele wyemigrowali do , całkowicie poświęcili się nauce. Niezwykle szybko dokonali przełomowych odkryć na rzecz techmaturgicznej społeczności. Braki w posturze nadrabiali przedsiębiorczością. Corki zyskał przydomek Dzielnego Bombardiera po próbnym locie jednym z tych wynalazków – innowatorskim Rozpoznawczym Operacyjnym Frontowcem Latającym; powietrznym pojazdem szturmowym, który stał się głównym wsparciem sił Korpusu Ekspedycyjnego (KEBC). Razem ze swoim szwadronem, Wrzeszczącymi Wężami, Corki szybuje po przestworzach Valoranu, badając teren oraz wykonując powietrzne akrobacje ku uciesze przyglądających się z dołu widzów.
oraz jegoCorki jest najbardziej szanowanym członkiem Wrzeszczących Węży, który zasłynął niesłychanym opanowaniem podczas ostrzału oraz graniczącą z szaleństwem odwagą. W trakcie służby uczestniczył w wielu misjach i często zgłaszał się na ochotnika do zadań wymagających przedostania się za linię wroga i zebrania informacji wywiadowczych lub dostarczenia wiadomości. Niebezpieczeństwo przyprawiało go o dreszczyk emocji, a walki powietrzne z samego rana napawały dobrym nastrojem. Corki, który jest kimś więcej niż tylko asem przestworzy, dokonał kilku modyfikacji swojej maszyny. Wyposażył ją w arsenał broni, choć niektórzy twierdzą, że ma ona raczej wartość estetyczną, a nie funkcjonalną. Gdy ustały otwarte działania wojenne, Corki został niejako zmuszony do przejścia na emeryturę, co odebrał jako „zgaszenie silników i podcięcie skrzydeł”. Próbował zadowolić się akrobacjami lotniczymi i przelotami przez wąwozy, ale bez unoszącego się w powietrzu dookoła zapachu prochu to już nie było to samo.